Cała ta "szokująca" otoczka wokół Tomasa Tammemetsa i jego muzycznego wcielenia nie jest niczym, czego już wcześniej by nie eksploatowano. Różnica jest taka, że mamy tu do czynienia z wersją uwspółcześnioną, korzystającą z aktualnie najskuteczniejszych narzędzi. Jednym z nich jest teledysk i ten do utworu "Winaloto" został wygrzebany przez dziennikarzy NME, a później wypromowany jako najdziwniejsza rzecz, jaką widzieli. Tommy posługuje się w nim wideo-kolażem, który obowiązkowo musi nosić znamiona niedoskonałości. Wysoka jakość intencjonalnego kiczu jest przecież w cenie, a wartość nadrzędna to... beka.
Gdybym pisał doktorat - wymagający ode mnie tworzenia nowych zjawisk - to długo mógłbym rozwodzić się nad Pokoleniem Beki. Beka jest dla wielu w sposób zupełnie zautomatyzowany wartością nadrzędną, a jej zdolność do budowania grup fanów na bazie wykpiwania to moc dotąd w kulturze (nawet tej popularnej) niespotykana. Nie warto jednak z takim samym automatyzmem przyjmować roli bezrefleksyjnego krytyka, bo przecież historia i muzyki, i ludzkości pokazuje, że gdybyśmy trzymali się sentymentalnego hasełka kiedyś to było, wciąż nie znaleźlibyśmy zastosowania dla koła. Podobnie nie wszystko można wrzucić do wspólnego worka z Gangnam Style i Nocnym Kochankiem, do worka z wyrachowaną beką pozbawioną jakichkolwiek wartości artystycznych i sądzą, że "¥€$" stanowi tego znakomity przykład.
Po pierwszym odsłuchaniu najmniej na drugim albumie estońskiego dresiarza (modowego, niekoniecznie mentalnego) przypadło mi do gustu singlowe "X-Ray", czyli esencja Pokolenia Beki. Podkład żywcem wyciągnięty z euro dance'u z lat 90., do tego nawiązanie do potraktowanego vocoderem scatu Scatmana i wymuszony wschodnioeuropejski akcent, którego Cash przecież wcale nie ma - to wszystko służy bece i niczemu więcej. Narzucając sobie rygor zrozumienia intencji autora, doszedłem jednak do tego, że dzieje się tu znacznie więcej. Nie ma klasycznego podziału zwrotka-refren-zwrotka, a pierwotnie dość dokładnie odwzorowany kicz z końca XX wieku z czasem zaczyna przypominać jego dekonstrukcję ciągnącą się w nieustającej progresji. Dla części czytelników może to być oburzające, ale z tej perspektywy Cash nagrał być może najbardziej postępowy hip-hopowy kawałek tego roku. To nie jest ani truskul, ani niuskul, ani nic, co dotąd słyszeliście.
"X-Ray" mocno jednak odstaje od reszty albumu i tę resztę cenię najbardziej, a zwłaszcza jej najmroczniejsze momenty, chociażby pierwszą po wstępie "Monę Lisę" (mojego faworyta na "¥€$"). Z początku kierunek wydaje się wyraźny - zwrotka buduje napięcie przed bridgem, trapowy bridge wprowadza w świetny, błyskawicznie zapadający w pamięć refren i... cała ta konstrukcja zostaje zbombardowana kilkoma hałaśliwymi dźwiękami, po czym proces zostaje odtworzony, ale z jeszcze większą dawką szaleństwa, z flowem ocierającym się o psychorap i przypomnieniem, że przecież Tommy to jeden z tych, którzy wypłynęli dzięki Soundcloudowi i z pogardą określani są mianem soundcloud raperów (w tym wypadku jest to jednak atut).
"¥€$" odsłuchiwane w tle prawdopodobnie będzie po prostu kolejnym rapowanym albumem, jakich w 2018 roku pojawiły się dziesiątki. Jeżeli jednak wsłuchać się w ten materiał, można odnaleźć mnóstwo fascynujących smaczków - stereotypowo potraktowane egzotyczne rytmy w "Brazil", które im dalej, tym intensywniej zostają zatarte; niedorzeczny tekst w "Vegetarian"; podkład rodem ze ścieżki dźwiękowej do filmu science-fiction w "Dostoyevsky"; "Not Care" z tekstem pełnym prostych rymów typu drugs-bugs albo fuck-truck, a jednak do tego stopnia ponure, że w swojej tajemniczości od pierwszego przesłuchania nakłania do zapętlania w nieskończoność. To na tyle dobry materiał, że całe to pajacowanie wokół niego nie przypomina zaledwie kamuflażu, a jeżeli właśnie dzięki tym wszystkim dodatkom świat mógł usłyszeć o fascynującym raperze z Estonii, to chyba w końcu doszliśmy do dziwnego momentu w historii, kiedy beka można stać się sztuką bez udawania i bez pretensjonalności.
Platoon/2018