Marcos Ortega wydał już w swoim życiu sporo muzyki - mnóstwo EP-ek, kilka albumów, singli. Najbardziej znany jest zapewne dzięki świetnemu teledyskowi do kawałka "Acid Rain"(wideo brało udział w wielu konkursach, a podczas 2015 UK MVA w kategorii Best Dance Music Video klip zajął pierwsze miejsce). Jego przygoda z muzyką zaczęła się długo ponad dekadę temu, tworzył wtedy elektro z dubstepowymi motywami, odlatując momentami w zabawy z glitchem. Przełomowym momentem było dla niego wydanie w 2010 roku w Brainfeeder debiutanckiej płyty ("Nothing Else"), gdzie melancholia połączyła się z agresją. I tak już zostało, Lorn zaczął tworzyć szorstkie, naznaczone dubstepem kawałki, jednak z roku na rok były one coraz bardziej mroczne, mętne i pozbawione witalności, a jednocześnie pełne wyrazu, mięsiste i duchowe.
Jego twórczość opiera się głównie na tworzeniu krótkich utworów, można nawet powiedzieć, że niemal wszystko, co wychodzi spod jego rąk nosi znamiona mixtape'u. Dlaczego? Jego kawałki często się urywają, jakby były niedokończone, są to często miniatury, które mogłyby posłużyć jako baza do nadbudowania jakiegoś wątku. Często jest to tylko jakiś motyw, który nie zostaje pociągnięty dalej, chociaż zdarzają i się dłuższe kompozycje, przechodzące płynnie jedna w drugą. Trudno byłoby jednak stwierdzić, że utwory na jego płytach są w jakikolwiek sposób spójne, że jego albumy mają konkretną myśl przewodnią. Raczej są to porozrzucane wątki, punkty wyjścia, pomysły, które można w przyszłości zrealizować. Jedyne czego nie można zarzucić Marcosowi Ortedze to to, że wypracował swój niezależny styl, który trudno byłoby pomylić ze stylem kogoś innego. Kiedy włączamy jego muzykę, od razu wiadomo, że to po prostu Lorn.
Album "Remnant" miał ukazać się już pod koniec 2016 roku, wtedy to dostaliśmy od Ortegi informację, że niebawem pojawi się krążek o takiej nazwie. Tak się jednak nie stało. W międzyczasie, w 2017 roku, pojawił się dwudziestominutowy "A/D", a dopiero teraz otrzymaliśmy zapowiadany od dwóch lat kompakt. Osoby, które preferują brzmienia z płyty "Ask the Dust" mogą rozczarować się tegorocznym longplayem. Od dobrych kilku lat Lorn preferuje o wiele bardziej złożone kompozycje nacechowane pustką, czego podsumowaniem może być utwór "Replika", chyba najbardziej demoniczny ze wszystkich kawałków, jakie Ortega wydał w swoim życiu. Wspaniałe drone'owe buczenie z wyodrębnionymi hi-hatami, pomrukami, glitchem mogą stać się jego opus magnum.
"I Am a Dagger" to znakomity wstęp do tego wydawnictwa. Powoli we wszystkie strony rozchodzą się dźwięki syntezatorów, melodyjnie przechadzając się wśród wielu tekstur. Jest to najkrótsza pozycja z płyty, ale jedna z najbardziej frapujących. "Kold Mirage" to już powrót do przeszłości, gdzie słyszymy mocne kicki i bas typowy dla wcześniejszych dokonań Marcosa. Lorn stawia tu jasne granice, jest moc i wokalne sample, ale przede wszystkim jest melodia, która chwyta swoją spotęgowaną upiornością. W kolejnym kawałku ("L’appel de Vide") słychać typowe dla muzyka dźwięki, których używał już niejednokrotnie w różnych konfiguracjach, ale mimo tego jest to jedna z najświeższych pozycji na płycie, przede wszystkim dzięki linii melodycznej, która przerywana jest co chwilę szmerami i brudem elektroniki. Szczególnie końcówka jest tu zagrana idealnie, wprowadzając pewną nerwowość i fantastyczny, pourywany bas.
W "Silhouette" mamy popis umiejętności łączenia ze sobą drone'owych przestrzeni z organami. "Out of the Frame" to ponowna demonstracja siły i postawienie w opozycji do siebie niskich i wysokich dźwięków. "Memory Management" jest natomiast najbardziej elegancką pozycją wśród wszystkich bodźców generowanych przez syntezatory. Spokój bijący od tego kawałka jest chwilą oddechu między przygaszeniem a ostrością fundowaną nam raz po raz przez Ortegę. Podobnie jest z "Pawo", które mogłoby być genialnym wstępem do rave'u, gdyby tylko Lorn grał takie rzeczy. A tak musimy zadowolić się krótkim ambientowym motywem. Na płycie pojawiły się też bonus tracki - "Scorched Earth", najmniej zajmujący z całej tej listy oraz "All Directions Are the Same", gdzie drone'y podkręcają naszą ciekawość, a delikatny bas potęguje uczucie niepokoju.
"Remnant" może być odrobinę niezrozumiały. Czasami wydaje się, że kompozycje kończą się zbyt szybko, są niedokończone i pozostawiają jeszcze sporo pola do dalszych poczynań. Każdy utwór jest odrębną historią, która nie łączy się z innymi w jakąś głębszą całość (oczywiście oprócz samego chmurnego nastroju wydawnictwa), dlatego też wszystkie z nich mogłyby być wypuszczone oddzielnie i nikt by się do tego nie przyczepił. Natomiast cała płyta jest przez to zlepkiem ponurych melodii, które - choć znakomite - pozostawiają po sobie gorzki posmak. Dla niektórych może być ona zbyt dołująca, dla innych wręcz przeciwnie. Będzie to trzydzieści minut, podczas których można wyzbyć się wszelkich złych emocji.
Marcos Ortega zapewne walczy z jakimiś potworami i jak sam pisał - "Remnant" jest jego jedynym dziełem, które tworzył na trzeźwo. Jego IDM to nowa jakość w muzyce. Nie dość, że reprezentuje sobą niepodrabialny styl, to jeszcze dostarcza ekstremalnie emocjonalnych brzmień, które swoim nabuzowaniem mogłyby przyprawić o schizofrenię. W rezultacie mamy do czynienia z jego najlepszym albumem, imponującym rzemiosłem brzmienia, które hipnotyzuje swoją elegancją i brutalnością. Lorn przeszedł długą drogę z kawałków o zabarwieniu dubstepowym do momentu, w którym anhedoniczny ambient wiedzie prym w jego muzyce. Artysta przez lata nauczył się budować gęstą atmosferę, która niegdyś była tylko rozdygotanym basem.
Wednesday Sound/2018