Wolfgang Voigt pod innymi pseudonimami (a było ich ponad trzydzieści!) nagrywał zróżnicowane rzeczy - od house'u przez acidowe szaleństwa po chamskie techno. Jednak najbardziej znany jest pod aliasem GAS, gdzie tworzy psychodeliczne minimal techno otoczone lasem. Minęły już dwadzieścia dwa lata od premiery pierwszego albumu właśnie w tym projekcie. W 1996 roku Voigt zszedł z parkietu, aby nagrać coś kompletnie innego - porozciągane, gęste dźwięki, mające na celu przeciwstawienie sobie ciągłego ruchu i stabilizacji. Nadal było tu słychać odjazdy w house'ową stronę, jednak utwory te odprężały, miarowo wprowadzając w swój świat. Motyw lasu przewija się u niego od płyty "Zauberberg", jednej z najbardziej mrocznych pozycji w jego dyskografii. GAS jest po części takim gawędziarzem, który robi bardzo długi wstęp do onirycznej opowieści, gdzie mnóstwo jest zwrotów akcji, ale zarazem gęsto od powtarzalnej wędrówki lasem. W tej całej wędrówce przez las najbardziej lubię ospale sunąć, choć z pewnym niepokojem przed tym, co wyjdzie zza kolejnego drzewa.
W ubiegłym roku, po siedemnastu latach nieobecności na rynku muzycznym jako GAS, Voigt wydał album "Narkopop", z o wiele głębszym brzmieniem i nieustannością. Podobnie jest na "Rausch". Najlepiej słucha się tego krążka naraz, w pozycji leżącej - tak było na przykład podczas festiwalu Tauron Nowa Muzyka, gdzie GAS w tym roku występował, a już za dwa miesiące będzie można to powtórzyć na gdańskim festiwalu Dni Muzyki Nowej. "Rausch" idealnie nadaje się do tego, żeby po prostu zamknąć oczy i czekać na obrazy, które mózg zacznie przed nami przewijać. Nie da się do tego tańczyć, sprzątać też nie bardzo, nawet praca czy nauka nie byłyby łatwe, bo ta muzyka mimo swojej linearności, jest bardzo absorbująca, potrafi pochłonąć każdym dźwiękiem i sprawić, że to ona trawi nas, a nie my ją. Przestrzeń brzmi tu dość banalnie, ale jest jej całe mnóstwo i nie chodzi o przestrzeń w brzmieniu, a o przestrzeń dla nas, dla użytkowników tej płyty.
Ta wyjątkowa pozycja mogłaby niejednego znudzić. Żeby ją zrozumieć, musimy nieco się wysilić, podobnie jak Voigt podczas jej tworzenia. Nie każde wydawnictwo jest łatwo przyswajalne. Czasami potrzeba poświęcić czemuś więcej uwagi i zrozumienia, czasami trzeba o czymś poczytać lub zwyczajnie dać mu czas. Podobnie jest w tym przypadku, gdzie "Rausch" wysysa z nas energię, dając w zamian doświadczenia niemal transcendentalne. Swoim szóstym albumem artysta wciąga w mroczny świat ciągłości dźwięków.
Z szumów wyłaniają się przedłużone akordy, a za nimi bardzo niski bas wchodzący raz po raz z pobrzękującymi hi-hatami. Taki jest wstęp tej płyty. Dalej mamy piętrzenie się statycznych dźwięków, nawarstwianie sampli i przyciszanie innych. GAS jakby błądził swoimi syntezatorami i nie do końca wiedział, w którym kierunku zaatakować. Ale już w kolejnym utworze słyszymy ten miarowy, zstępujący rytm oscylując w okolicach stu dziesięciu uderzeń na minutę. W międzyczasie mamy zawieszone w przestrzeni instrumenty smyczkowe, które są wspierane przez instrumenty dęte, aby ostatecznie na pierwszy plan ponownie mogły wysunąć się miarowe uderzenia z rozciągniętymi synthami. W tle mamy zamazany obraz orkiestry, odtworzony w zwolnionym tempie. Robi się bardziej melodyjnie, ale nadal przerażająco. Każdy dźwięk przechodzi płynnie w kolejny, by za chwilę zostać zastąpionym dźwiękiem o podobnym, chłodnym odcieniu. W końcu następuje nawarstwienie wszystkiego z jednoczesnym ucięciem dudnienia. GAS serwuje naturalistyczne motywy, z których ponownie zaczyna wynurzać się głęboki, zyskujący na sile pęd, a za nim rozciągają się rozmaite tekstury.
Jest duszno, gęsto, ostro. Czuć ciągłą niepewność i intensywność tych skrajnie poukładanych brzmień tworzących pewnego rodzaju mantrę. W oddali dzwoni jakby cytra, oderwana kompletnie od rzeczywistości, by za chwilę zrobić miejsce na syntezatory i odurzający bas. Jest spokojniej, nostalgicznie. Smyczkowe sample generują pewien dysonans, mieniąc się niemal symfonicznie. Te nieobliczalne formy znowu wprowadzają miękkie uderzenia, by za chwilę móc dryfować z wyniosłymi instrumentami dętymi. Wszystko nabiera na sile, rozbucha się, aby ostatecznie przerwać tę ekstazę, ucinając niemal wszystko jednocześnie, kiedy to spodziewamy się kolejnych ewolucji, ciągłego ruchu i wieczności tych dźwięków. Voigt dobrze wie, kiedy zakończyć granie tak, aby słuchacz poczuł się nienasycony. Mimo że album trwa ponad godzinę, to wszelkie zaserwowane tam nastroje upajają nas tak bardzo, że zwyczajnie chcemy więcej. Po tak długim obcowaniu z tą płytą jesteśmy niemal uzależnieni, nie znamy innego świata i niełatwo jest wyobrazić sobie, że może istnieć coś innego, niż właśnie taki rodzaj kompozycji.
Wolfgang Voigt jest niewątpliwie mistrzem ambientu. Jego formuła tworzenia potężnych brzmień nadal się sprawdza. "Rausch" może być niezrozumiałe jak metafizyka, szlachetne i błogie jak latanie w przestworzach, a zarazem zaangażowane w każdy szczegół swojego jestestwa, gruboskórne i pozwalające na zapomnienie. Jest to album pełen sprzeczności, od wprowadzania w senność, pobudzania dynamiką, od totalnej świeżości do oddychania tym samym zatęchłym rytmem, jakby świętość i mrok zostały ze sobą sparowane.
Voigt publikuje pod kilkoma pseudonimami, jednak to właśnie jako GAS pokazuje, na co go stać. Jego monumentalny minimalizm zachwycił w ubiegłym roku albumem "Narkopop", a "Rausch" tylko utwierdza w tym zachwycie. Tegoroczny krążek to jeden niekończący się utwór, który można odtwarzać bez przerwy. Daj sobie z tym odpłynąć.
Kompakt/2018