Głos Maćka Kurowickiego wrósł w moją pamięć jako skojarzenie z okolic dwudziestego roku życia, kiedy wciąż zaglądałem na Przystanek Woodstock i lokalne Juwenalia. Wrósł tak ściśle utorowany, że czego by wokalista Hurt nie zaśpiewał, mam wrażenie, że za chwilę wykrzyczy: Tak jak Bolek i Lolek... Obcowanie z Evorevo zmusza do pokonania tego nieco krzywdzącego odruchu, to trochę jak oglądanie Steve'a Carella w "Foxcatcher", gdzie niemalże na każdym kroku oczekuje się choćby kilkusekundowego wygłupu, ale nigdy do tego nie dochodzi. Oczywiście Kurowicki nie ponosi żadnej winy z tego tytułu, niektóre głosy są po prostu tak charakterystyczne, że na zawsze zostają powiązane z twórczością, w ramach której przedstawiły się światu.
Największą trudnością z "wejściem" w "Dwubiegunową" było jednak przebrnięcie przez utwór tytułowy, a zarazem singiel promujący album. To kawałek wyraźnie skrojony pod ewentualną emisję radiową, bezpieczny, na tyle nieinwazyjny, żeby wybrzmiewać gdzieś w tle podczas pracy na poczcie albo na spotkaniu metalowej braci, która postanowiła skorzystać z ofert pierwszej lepszej knajpy gdzieś w centrum miasta. Trochę to zbyt miałkie, a już partia gitary akustycznej brzmi jak wyciągnięta ze stocku. Na szczęście dalej jest znacznie lepiej, a wręcz jakby resztę albumu nagrał zupełnie inny zespół.
"Koniec" bierze ster na wyraźniej podkreślone elektroniczne bity, z basem tak dudniącym w zwrotkach, że subwoofer zaczyna tańczyć po podłodze. Refren pewnie sprawdziłby się lepiej bez chórków, ale to znacznie ciekawsza kompozycja od swojej poprzedniczki, a od kolejnego kawałka - "Śliwka" - zaczynają się dziać rzeczy najciekawsze. Głos Kurowickiego schodzi tutaj na drugi plan, na pierwszym pojawia się transowy rytm, do którego trudno nie przytupywać albo nie kiwać głową. To zupełnie inny kierunek niż ten przejawiający potencjał do osiągnięcia komercyjnego sukcesu, ale także w nim Evorevo potrafi pokazać się z nieoczywistej strony.
Najlepszym momentem "Dwubiegunowej" jest w moim odczuciu "Nie umiem tańczyć" - świetny, popowy numer z ciekawą aranżacją, znakomitymi fragmentami instrumentalnymi i prostym, ale potężnym refrenem, który nie chce wyjść z głowy jeszcze przez wiele, wiele dni. To jednocześnie także utwór najbardziej reprezentatywny dla muzyki pozostałych dwóch członków grupy (Igora Boxxa i Magiery), którzy po mistrzowsku opanowali sztukę balansowania pomiędzy wpadającymi w ucho melodiami a bardziej wymagającymi podkładami.
Kolejne kawałki skutecznie rekompensują słabszy start. Mają naturalną, unikalną przebojowość w odróżnieniu od piosenki tytułowej, w której najwyraźniej wybrzmiewa chłodna kalkulacja. Od czasu do czasu pewną trudność sprawia jednak wsłuchiwanie się w teksty. Banalność, jaką łatwo przełknąć w anglojęzycznych wersach, w mowie ojczystej potrafi wywołać grymas dezaprobaty. Evorevo nie sięga tak niskiego poziomu, jak większość wykonawców ze szczytów notowań OLiS, ale w niektórych momentach (zwłaszcza w "Błędzie") słowa wyraźnie nie chcą się ze sobą lepić.
Mimo kilku zgrzytów, "Dwubiegunowa" to ciekawy materiał. Powinien trafić przede wszystkim do tych, którzy lubią lekkość popu, ale nie przepadają za jego schematycznością i trywialnością. Nie jest to wprawdzie przestrzeń niezagospodarowana w polskiej muzyce, ale świeża perspektywa nigdy nie zaszkodzi.
Manufaktura Legenda/2018