W świecie hip-hopu na pierwszy plan wysunął się w tym roku Kanye West prowokujący coraz dziwniejszymi wypowiedziami na temat niewolnictwa i swojego poparcia dla amerykańskiego prezydenta. Drake wydał kolejny generyczny album, jeszcze dłuższy od poprzedniego i jeszcze bardziej odstający od udanych początków kariery. Wreszcie w ostatnich tygodniach doczekaliśmy się długo oczekiwanej premiery "The Carter V" Lil Wayne'a. Mam jednak wrażenie, że w rapie doszło do nieoczekiwanej zamiany miejsc - kobiety zaczęły doganiać, a nawet przeganiać facetów. I nie mam tu na myśli nowego krążka Nicki Minaj.
W zeszłym roku serca słuchaczy zdobyła za sprawą albumu "1992 Deluxe" Princess Nokia; album "Laila's Wisdom" Rapsody był natomiast moim ulubionym hip-hopowym wydawnictwem na równi z "DAMN." Kendricka Lamara. Fani tej płyty powinni też sprawdzić "The Blackest Joy" Akua Naru, amerykańskiej MC mieszkającej w Kolonii. Tymczasem w połowie września uwagę niezależnych mediów muzycznych przyciągnął debiutancki album Fatimy Nyeema Warner, czyli Noname. Fatima w przeszłości związana była ze sceną Chicago, gdzie uczestniczyła w slamach poetyckich i stawiała swoje pierwsze kroki w rapie. Jej talent dostrzegł Chance the Rapper, a featuring w "Lost" na "Acid Rap" przyniósł jej pierwszy większy rozgłos, później pojawiła się także na "Coloring Book". W 2016 roku ukazał się mixtape "Telefone" (dostępny pierwotnie za darmo na Bandcampie) - konceptualne wydawnictwo oparte o ważne telefoniczne rozmowy z przeszłości raperki. Album zgromadził niezwykle przychylne opinie krytyków chwalących głębię tekstów i ich poetycką wartość.
Na wydanie kolejnego krążka Noname czekała dwa lata. W tym okresie zdecydowała się na przeprowadzkę i zamieniła Wietrzne Miasto na słoneczną Kalifornię. Był to dla niej akt symbolicznego rozpoczęcia nowego rozdziału w życiu. Praca nad samym albumem trwała jednak zaledwie kilka tygodni, a do jego wydania zmusiły Warner między innymi problemy finansowe: Musiałam wydawać nowy album, żeby spłacić czynsz. Oczywiście, mogłabym ruszyć w kolejną trasę ze starym materiałem, ale byłby to koszmar, bo gram te piosenki od dawna. Choć wiele wytwórni gotowych było podpisać kontrakt, Noname wolała pozostać niezależna i zapłacić za "Room 25" całkowicie z własnej kieszeni. Wyznała natomiast, że pytanie "czy naprawdę muszę płacić tyle za z założenia minimalistyczny krążek?" dręczyło ją wielokrotnie podczas skomplikowanego procesu aranżacji nowych piosenek. Raperka jest jednak zdecydowaną zwolenniczką tworzenia muzyki całkowicie niezależnie od przemysłu muzycznego: Nie jestem zakręcona na punkcie sprawowania kontroli nad wszystkim, ale nie przepadam za proszeniem kogokolwiek o pieniądze. Nie chcę czekać na czyjeś pozwolenie na zrealizowanie mojego pomysłu. Jeśli chcę nagrać album i wykorzystać na nim orkiestrę, chcę zorganizować to sama. Tytuł "Room 25" jest z kolei aluzją do pokojów hotelowych, w których spędziła ostatnie kilka lat, podczas tras promujących "Telefone".
Jazz rap zawsze stawał w opozycji do burzliwych przemian politycznych, i w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku sprzeciw ten wyrażany jest - z naturalnych względów - silniej niż kiedykolwiek. Jasne deklaracje nie są jednak obiektem zainteresowania Noname. Nie jest to więc płyta o Donaldzie Trumpie i nie ma w tym nic niestosownego. W otwierającym krążek "Self" znajduje się linijka: Maybe this your answer for that, a crack era, the Reagan administration that niggas are still scared of - nah, actually this is for me. Ten osobisty przekaz jest jednym z największym atutów albumu. Warner nie omija bynajmniej tematyki politycznej - poświęca jej "Blaxploitation", gdzie poddaje stereotypy związane z rasą krytycznemu osądowi (kilka negatywnych słów poświęca także Hillary Clinton) i sampluje dwa filmy z tego gatunku - "Dolemite" oraz "The Spook Who Sat By The Door" z jasnym przesłaniem: It's not a matter of color - freedom is everybody's business oraz I was born black, I live black, and I'm gonna die probably because I'm black, because some cracker (…) is probably gonna put a bullet in the back of my head. Jest to ostrzeżenie przed myleniem czarnej dumy, będącej pewnością siebie w obliczu zagrożenia, z pychą. W "Prayer" Noname krytykuje korupcję i rasizm wśród policjantów, poświęcając całą zwrotkę właśnie perspektywie takiego gliniarza i bezpośrednio odwołując się do sprawy zastrzelenia Philandera Castile przez Jeronimo Yaneza.
Większość kawałków na płycie ma jednak bardziej osobisty charakter. Jednym z najlepszych jest "Window", w którym Noname rozlicza się z nieudanym związkiem z przeszłości, opowiadając o tym, jak bardzo zmieniła się jej samoocena pod jego wpływem, o uczuciach, a także podejmując dialog z byłym partnerem (The way you struggling to love yourself, believe me that's karma) i przepraszając za nie bycie "nasty bitch". Jednocześnie szczerze przyznaje, jak bardzo ta relacja była oparta na fizyczności. "Room 25" w o wiele większy stopniu niż "Telefone" jest świadectwem kobiecej seksualności, jasno wyrażonej już w "Self". Warner nie poruszała tej tematyki wcześniej, ponieważ nie czuła się na tyle pewna siebie, by obnażyć się przed drugą osobą.
Pisząc o "Room 25", nie można pominąć wkładu producenta, Phoelixa, który pracował wcześniej również nad "Telefone", a na nowym projekcie gra na basie, klawiszach, perkusji i śpiewa (w "Window" i "Part Of Me"). Jego bity stanowią idealne tło pod wizję przedstawianą przez Noname w jej monologach, bez względu na to, czy mówimy o hiperkinetycznym "Blaxploitation", afrykańskim groovie "Window", rozmarzonym "Regal" czy bardziej chillowych "Without You" i "No Name" (kojarzących się z dokonaniami Tylera, The Creatora). Pozostałymi gośćmi są w dużym stopniu artyści, z którymi raperka współpracowała już wcześniej, często również wywodzący się ze sceny Chicago. Powracają więc Saba i Smino, obaj obecni na "Ace". Co prawda tym razem zabrakło Raury'ego, ale Ravyn Lenae błyszczy w neosoulowym "Montego Bay", potwierdzając, że jest jedną z najciekawszych artystek w nowym R&B. Nieźle wypada także mniej znany wokalista, Adam Ness, udzielający się w dwóch nagraniach.
Noname nie jest jeszcze artystką wybitną, a jej nowy album nie ma - wybaczcie to straszliwe banalne porównanie - mocy "To Pimp A Butterfly". "Blaxploitation”, "Prayer" czy "Window" potwierdzają jednak, że ma wszelkie zadatki, by stać się nią w ciągu najbliższych kilku lat. Pozostaje liczyć, że raperka pozostanie wierna swoim ideałom, a jej silny dystans do przemysłu muzycznego i chęć poszukiwań na własną rękę sprawiają, że wydaje się bardziej godna zaufania niż większość rozkapryszonych artystów w mainstreamowym hip-hopie.
wydanie własne/2018