Cytowanie Reja to szkolny banał, a w dodatku Jaaa! tworzy teksty w języku zmyślonym, a nie polskim, niemniej w zakresie języka muzycznego - bliskiego stylistyki, jakiej charakterystykę zarysowałem we wstępie - mamy w tych trzech instrumentalistach silny dowód na to, że nie jesteśmy gęsiami i za nic nie potrafię zrozumieć, dlaczego fenomenalnie przygotowane, rewelacyjnie brzmiące i pełne emocji koncerty Jaaa! nie zapełniają największy sal w tym kraju. Mało tego, mam wrażenie, że to zespół, który z powodzeniem mógłby mierzyć znacznie dalej i podbijać świat. W grudniu ubiegłego roku rozmawiałem zresztą na ten temat z Mironem Grzegorkiewiczem, który nie ukrywał, że właśnie w tym kierunku chciałby z kolegami pójść, a niewidzialna bariera hamująca przyrost popularności także dla niego pozostaje zagadką.
Na szczęście trio nie opadło z sił, a wręcz przeciwnie - ich drugi album jest jeszcze ciekawszy. Czy nie będzie jednak z tego powodu mniej przystępny dla szerokiego grona odbiorców? Na szczęście Grzegorkiewicz, Kamil Pater i Marek Karolczyk nie szczególnie przejmują się odpowiedzią na to pytanie. Świadomość potencjału własnej muzyki nie przysłoniła im potrzeby rozwoju, szukania nowych sposobów na opowiedzenie historii Remika oraz towarzyszącego mu ducha Bujillo. W efekcie Jaaa! wciąż generuje dużo tanecznych bitów, ale wzbrania się przed chwytliwymi melodiami, które można by nucić pod nosem. Za przykład niech posłuży zamykające album "Apfor", które niewątpliwie prowokuje do wprawienia ciała w ruch, a jednak nie pozostawia w pamięci łatwego do odtwarzania śladu nachalnie powracającego w myślach w najmniej spodziewanych momentach.
Spośród zespołów, które wymieniłem we wstępie Jaaa! zdaje się mieć najwięcej wspólnego z Son Lux, aczkolwiek wyłącznie w zakresie podejścia do komponowania czy może nawet bardziej improwizowania. O ile jednak Amerykanie na koncertach dokonują bardzo wyraźnego zwrotu ku muzyce jazzowej, o tyle w przypadku polskim mamy do czynienia raczej z jazzowym myśleniem przetłumaczonym na język elektroniczny. Są w tym zespole muzycy Contemporary Noise Sextet, Napszykłat i How How, a w dodatku w czterech utworach gościnnie zagrał Irek Wojtczak, więc nikogo nie powinno to dziwić (tym bardziej, że Wojtczak i Jaaa! mają za sobą inny wspólny projekt, gdzie towarzyszyły im... mrówki), a jednak świeżość tego podejścia jest zaskakująca.
Nie ma miarki umożliwiającej dokładne zbadanie zawartość melancholii, ale subiektywne poczucie podpowiada mi, że "Bujillo" to nieco bardziej pogodny materiał od "Remika". Pierwszy album Jaaa! przypominał połową grudnia, początek zimy i perspektywę kilku tygodni mroków zapadających jeszcze przed godziną szesnastą. Drugi album to także zima, ale z połowy marca, gdy nadzieje zaczynają rosnąć, a wzrok codziennie bezwiednie kontroluje zakończenia gałęzi w poszukiwaniu pąków. Niby ta sama pora, a jednak nastrój diametralnie inny. Być może trzecia część tej trylogii będzie już wiosną w pełnym rozkwicie, ale nie zdziwię się, jeżeli Jaaa! zrobi zwrot w kierunku, którego najmniej byśmy się spodziewamy.
Sadki Rec/2018