Dwa lata temu ukazała się kaseta "Early Recordings", reedycja pierwszych nagrań Katie jako Waxahatchee. Pięć piosenek o nastoletniej miłości, pierwszych rozczarowaniach i złamanych sercach. Brzmiących bardzo lo-fi, ale poruszających i rozdzierających. W tym samym roku wyszło kompletne wydanie nagrań P.S. Eliot, drugiego zespołu bliźniaczych sióstr Katie i Allison (pierwszy to pamiętający czasy wczesnego liceum The Ackleys). Naprawdę kompletne - obydwa albumy, demówki, jedna EP-ka - wszystko zmieściło się na dwóch kompaktach.
"Great Thunder" to wybór sześciu kawałków jeszcze innego projektu Katie - Great Thunder, od którego wzięła tytuł EP-ka. Na powrót tego składu nie ma co liczyć, bo był to duet Kaite i Keitha Spencera, byłego basisty Swearin' i byłego już chłopaka Katie - rozpad związku udokumentowała na "Out in the Storm". W ciągu swego trwania zdążyli wydać podwójny album (znalazło się na nim aż trzydzieści krótkich piosenek). Z tego zatrzęsienia Katie wybrała sześć, które postanowiła nagrać na nowo.
Tak, jak zapowiadała zaraz po wydaniu "Out in the Storm", Katie wraca do wyciszonego, akustycznego grania, odpoczywa od rockowej formuły. Nie jest całkiem sama, jak na "American Weekend", towarzyszy jej dwójka muzyków. Całość nagrali w położnym na odludziu studiu Justina Vernona, piosenki brzmią krystalicznie czysto, a Katie... Katie śpiewa jak zawsze. Przeszywająco, nie chowa się za żadną maską, za żadną pozą. Ze swojej kruchości i wrażliwości czyni największą siłę. To piosenki o strachu przed rozstaniem, wygasaniu długoletnich przyjaźni, wypełnione niepewnością. Zagrane oszczędnie - fortepian, czasem gitara, może dwa muśnięcia basu, jedno organów. Wystarczy, nagie emocje nie potrzebują rozbudowanych aranżacji.
Doskonale na tych piosenkach uwidacznia się rozwój Katie jako wykonawczyni. Materia piosenkowa pozostaje ta sama, Crutchfield w nią ingeruje. Zmienia trochę aranżacje, w "Chapel of Pines" delikatnie zaktualizowała tekst, ale to wszystko. Największa różnica między starymi i nowymi wersjami to pewność Katie. Pewność w swojej kruchości, jej głos dojrzał, a ona nim jeszcze lepiej operuje. Nawet w załamującym się, rozedrganym "Takes so Much". A to, że piosenki już wcześniej pisała doskonałe - proste, ale niebanalne, odwołujące się do przeszłości, ale na wskroś współczesne - wiemy bardzo dobrze z jej poprzednich płyt.
Siedemnaście minut, tyle trwa "Great Thunder", a to najbardziej emocjonalna płyta, jaką w tym roku usłyszycie.
Merge Records/2018