Obraz artykułu LiN - "RAD"

LiN - "RAD"

70%

Granie muzyki inspirowanej nie jednym, a wieloma gatunkami muzycznymi ma swoje plusy i minusy. Plusem jest oczywiście to, że w takich dźwiękach każdy może znaleźć coś dla siebie. Minusem, że gdzieś po drodze można zatracić spójność i "własne ja".

Na pewno znacie tę starą, polską maksymę, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Prawdziwość tego zdania jest o tyle trudna do sprawdzenia, że nawet jeśli jakiegoś przedmiotu używamy do kilku czynności (ja ostatnio kopałem w piasku chochlą - nie pytajcie dlaczego), to "kilka" nadal nie jest równe "wszystkiemu". Pochodzące z Gorzowa Wielkopolskiego LiN chciało najprawdopodobniej na własną rękę przetestować granice takiego podejścia, bo ich tegoroczna płyta "RAD" złożona jest z wielu, czasami dość odległych od siebie stylistyk. Choć istnieje też opcja, że dorobiłem do tego wszystkiego własną ideologię.

 

LiN tworzą Bartosz "Niedźwiedź" Matuszewski, Łukasz Machała oraz Tomasz Korytowski, a sam zespół powstał w 2016 roku. Muzyka wypełniająca "RAD" to głównie sprawka tego pierwszego, bowiem Matuszewski jest instrumentalistą i autorem tekstów, a w zespole odpowiada za syntezatory, gitarę, sampler, wokal oraz produkcję. Machała zasiadł za perkusją, a Korytowski obsługuje drugą gitarę i syntezator. Patrząc na zestaw instrumentów, można już się domyślić, na czym głównie opiera się brzmienie LiN.

 

Matuszewski wraz z kolegami nie kryje swojej miłości do starych, syntezatorowych brzmień i progresywnych aranżacji, ale upraszcza je, dodaje do nich groove i nie odlatuje poza ziemską orbitę. Nawet gdy wydaje nam się, że zaraz staniemy obiema nogami na Marsie, jak na przykład w początkowej fazie utworu "Dreszcz", to zaraz zawracamy i zamiast ruszyć promem w nieznane, robimy tylko rundkę dookoła Ziemi i wracamy do bazy, gdzie czekają na nas lżejsze, alternatywno rockowe szlagiery. I nie jest to żaden problem, bo mało kto ma w ogóle okazję do odbycia takiej wycieczki, a przy okazji wilk syty i owca cała. Z wyprawy na Marsa moglibyśmy już przecież żywi nie powrócić.

 

Klimat debiutu LiN jest mocno sentymentalny. Brzmienie to jedno, ale jest jeszcze kwestia tego, co się z nim robi. Jak już wiecie, zahaczymy tu o kosmos, ale i o bardziej przyziemne gatunki. Tego space rocka zresztą z każdym odsłuchem wydaje się tu być mniej, a na myśl przychodzi po prostu bardzo ładny, gitarowo-syntezatorowy pop. Płyta jest lekka, ma w sobie sporo brzmieniowych smaczków, zmian tempa i zapadających w głowie momentów. Weźmy takie "Miejsca nieznane". Niemal trip-hopowy podkład, gdzieś w tle przemyka sobie cichutko gitara, a na pierwszy plan wysuwają się pulsujące, rozedrgane syntezatory. To wszystko zostaje przełamane bardzo melodyjnym i melancholijnym wokalem. Jeszcze bardziej w stronę popu zespół skręca w "Warczyszkło" i to nie tylko za sprawą romantycznego tekstu, a przede wszystkim dream popowej atmosfery. Przy akompaniamencie kosmicznych, syntezatorowych klawiszy, ma się rozumieć.

 

Ta delikatniejsza, bardziej popowa odsłona LiN to tylko jedno z ich oblicz. Jest też ta bardziej rockowa, o której już wspominałem ("Dreszcz", "Na Linie", "Hator"). To jednak nie wszystko. Pod koniec płyty, za sprawą takich utworów jak "Swayambhu", "Oswajacz-rozbrajacz" czy "Pieśń komety" wchodzimy w trochę mroczniejsze rejony. Egzotyczna nazwa pierwszego z wymienionych to nie zmyłka. Elektronika przypomina tu trochę odgłosy natury, a sam klimat przywołuje na myśl pierwsze zetknięcie z cywilizacją pozaziemską, które mogło(by) mieć miejsce kilka tysięcy lat temu. "Oswajacz-rozbrajacz" skręca w bardziej ambientowe rejony, a "Pieśń komety" odbieram jako rodzaj eksperymentalnego żartu, gdzie usłyszeć możemy przypadkową (?), niecenzuralną wymianę zdań bliżej niesprecyzowanych osobników.

 

LiN sięga swoimi pomysłami kilka dekad wstecz, ale potrafi dodać do nich coś od siebie. Odnajduje się też w każdej z zaproponowanych stylistyk. Trio potrafi przykuć uwagę zarówno prostszymi, gitarowymi fragmentami, jak i klimatyczną elektroniką bądź też wolniejszymi, skupionymi wokół wokalu utworami. Najmniej zapadają w pamięć kompozycje stricte eksperymentalne, ale i te pokazują, że zespół ma ochotę na więcej i że niespecjalnie chce się trzymać jednego stylu. I to dobra decyzja, bo dzięki niej nie zatraca w żadnym momencie swoich atutów.


Czarna Korona/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce