Obraz artykułu Princess Chelsea - "The Loneliest Girl"

Princess Chelsea - "The Loneliest Girl"

80%

Jeszcze kilka dni temu czarowała nas na festiwalu Soundrive, teraz wydała nowy materiał. Jeśli więc komuś brakuje uroczego śpiewu Princess Chelsea i jej gotyckiego popu, ma okazję pofolgować swoim tęsknotom z "The Loneliest Girl".

Artystka z Nowej Zelandii jest niekwestionowaną mistrzynią kampowego czerpania z estetyki kiczowatego gotyku końca ubiegłego wieku. Wcale nie zmieniła się od czasu "Aftertouch", na okładce którego niemalże cosplayowała Buffy, postrach wampirów. Teraz co prawda siedzi wśród kwiatów, ale wystarczy spojrzeć w jej czerwone jak krew oczy. Jeśli Chelsea sama jest wampirem, potwierdza to w wywołującym ciarki na grzbiecie singlu.

 

Firmowane utrzymanym w takim samym stylu teledyskiem "Wasting Time" to na pozór "jedynie" piosenka stalkerki, oddanej fanki obserwującej swojego ukochanego z dystansu i komentującej jego zachowanie. Mrocznie robi się przy słowach: Patrzę jak siedzisz w ogródku, pijesz kawę, oczekujesz tylko na śmierć. Mrocznie nawet dosłownie, bo wideo, wyglądające jak kręcone w najlepszy wypadku tosterem, pokrywa się czernią fantastycznie kontrastującą z lolitowatą Chelsea. Bo ona cała jest stworzona z kontrastów. Ta ubrana w różową perukę dziewczyna okazuje się być (zapewne) wampirem: Jestem w tym miasteczku od tak dawna, widziałam to już wiele razy (...) jesteś zmarnowanym czasem, a my wsłuchujemy się w kolejne jej piosenki.

 

Podobnie toksyczny związek pokazany jest w kilku innych kawałkach, na czele z "I Love My Boyfriend". Trzeba więc słuchając z pozoru słodkich piosenek artystki, brać poprawkę na mniej lub bardziej subtelne znaki, że miłość, o której opowiadają nie jest wcale doskonała. Albo odwzajemniona. Albo opisywana przez zrównoważoną osobę.

 

Kontrast jest motorem napędowym płyty. Nieważne, że utwory brzmią jak dziecięce wyliczanki ("Good Enough") czy naiwne pioseneczki ("Growing Old" - czy komuś jeszcze przypomina "Romans Petitem" Heya?), bo zmuszają do pewnego wysiłku interpretacyjnego. Wystarczy spojrzeć na tytułową "The Loneliest Girl", w której bohaterka jest tytułową najsamotniejszą dziewczyną, gdy jest najbliżej swojego kochanka. To nie jest twój typowy popowy hit, a raczej ubrana w ładny i połyskliwy strój poezja.

 

Płytę wydało - naturalnie - zarządzane przez Jonathana Bree Lil' Chief Records i naturalnie pan Bree towarzyszy Princess Chelsea na gitarze. Mimo że jej muzyka jest zdominowana przez słodko-eteryczne dzwonki, co widać było na koncercie w Gdańsku, w niektórych momentach to Bree bierze się do roboty. Słychać go albo w głębokich, męskich chórkach ("Good Enough") albo w wybijających się z rzadka gitarach. Zresztą muzyczna strona płyty jest wbrew pozorom bardzo rozbudowana. O ile na pierwszy rzut ucha brzmi jakby była jedynie wymówką do zasłuchiwania się w wokalu Księżniczki, na kolejne odkrywa się coraz to więcej smaczków. Taki jak prawie marszowy rytm w "The Pretty Ones", dyskotekowy klimat "The Loneliest Girl" czy znakomite smyczki w "Respect the Labourers".

 

Jeżeli jest wśród czytelników jeszcze ktoś, kto nie wie, kim jest Princess Chelsea i z czym się ją je, niech wyobrazi sobie, że Chelsea Wolfe z całą swoją gotyckością ubiera kolorową perukę, kupuje pluszową żyrafą i śpiewa cienkim głosem piosenki o trudnej, stalkerskiej miłości. "The Loneliest Girl" to potwierdza.


Lil' Chief Records/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce