Obraz artykułu The Fever 333 - "Made an America"

The Fever 333 - "Made an America"

69%

Kiedy zespół określa swoje koncerty jako "demonstracje", a działalność jako "ruch", nie trzeba nawet wsłuchiwać się w teksty, żeby rozpoznać w nim politycznie zaangażowanych bojowników. Czasy do wygłaszania sprzeciwów są idealne, ale czy The Fever 333 może stać się nowym Rage Against the Machine?

Pisałem o tym już kilkukrotnie, ale powtórzę raz jeszcze - nastroje w 2018 roku sprzyjają chwytaniu za instrumenty i wykrzykiwaniu nagromadzonej przez napiętą sytuację społeczno-polityczną złości. Muzyka zawsze była i zawsze będzie zwierciadłem kondycji otoczenia, w którym powstaje, choćby nie wiem jak bardzo Paweł Domagała próbował przepchnąć konformistyczną wizję świata pochwalającą odcinanie się od "tłumów na mieście" i zasłanianie się obowiązkiem "zrobienia córkom jeść". Czy jednak wojowniczy duch The Fever 333 posiada ekwiwalent w wartościowych tekstach?

 

Utwór tytułowy to oczywiste nawiązanie do sloganu Donalda Trumpa, za którym stoi schizofreniczne przekonanie o tym, że imigranci z jednej strony nie potrafią nic, poza pobieraniem zasiłku, a z drugiej kradną miejsca pracy. Jason Aalon Butler odwraca w "Made an America" sytuację i przekonuje, że wszystko, co naród amerykański osiągnął zostało zbudowane na ciężkiej pracy imigrantów... Pomijając już to, że cały ten naród tworzą potomkowie imigrantów. Temat nieszczególnie oryginalny, niemniej wart powtarzania i utrwalania, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że słowa wybrane do jego opisu są dość banalne. W samej muzyce gniew jest natomiast zamaskowany grubą warstwą emocjonalnego nu metalu spod znaku Linkin Park i gdyby zakończyć odsłuch na tym jednym kawałku, można by się poczuć srogo rozczarowanym. Warto jednak nie odpuszczać tak szybko.

 

"We're Coming In" to utwór o niebo lepszy z prawdziwie wściekłym, wyplewionym z "czystych" fragmentów wokalem. Flow Butlera oraz oszczędny, liczących zaledwie kilka słów tekst o fałszywych prorokach i służącej im policji mają moc, która na koncertach... to znaczy na "demonstracjach" najprawdopodobniej jest w stanie poderwać tłum. Kolejny dowód na to, że często mniej znaczy więcej.

 

Wysoką formę utrzymuje "(The First Stone) Changes", gdzie wersy gościnnie wypluwa "prawdziwy" raper - Yelawolf. To typowa pieść zagrzewająca do boju, jaką mogą wykrzykiwać dzisiejsze nastolatki, ale równie dobrze leżałaby na ustach trzystu walecznych Spartan. Proste przesłanie - pora na zmianę, pora odsunąć od władzy tych złych. Daje to dość jasny obraz Butlera jako niezbyt sprawnego tekściarza, ale kiedy niedociągnięcia zostają wypełnione odpowiednią energią, łatwo przymknąć na nie oko.

 

W "Hunting Season" żywa perkusja (w teledysku zarzynana przez Travisa Barkera z blink-182) imituje charakterystyczne, trapowe uderzenia w hi-hat, by po chwili eksplodować szaleńczym, hardcore punkowym rytmem. Głos osiąga tutaj szczyt zadziorności, a całość momentami przypomina gniewne kawałki Scarlxrda czy Ghostemane'a. Padają poważne zarzuty (na przykład: Zabijacie moich ludzi dla zabawy), ale także deklaracja odcinania się od występków białasów: Urodzony ze zbyt dużą ilością melaniny (ojciec wokalisty był ciemnoskóry, matka biała). Pada też pytanie: Czujesz w moim głosie ból? i faktycznie czuć go aż za dobrze. To zdecydowanie najlepszy moment "Made an America".

 

"Soul'd Me Out" to ponownie rewiry Linkin Park - dla mnie zbyt ciężkostrawne, niepotrzebnie wytrącające kumulowaną od kilku minut złość. Podobnie jest z kolejnym kawałkiem, "Walking in My Shoes", aczkolwiek w tym przypadku pobudzone zostają receptory uwrażliwione na ładne melodie i choć rozum mówi: "Nie", trudno wyrzucić ten refren z głowy, nawet po jednym przesłuchaniu. Jako protest song nic szczególnego, jako radiowa odsłona rocka zdecydowanie pierwsza liga. Solidną rekompensatą jest zamykające EP-kę "POV", gdzie zespół wprost formułuje swoje credo: Środkowy palce prosto w twarz, to nasz punkt widzenia.

 

Debiutanckie wydawnictwo The Fever 333 to trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony faktycznie potrafią rozpalać ogień i niepostrzeżenie wciskają do ręki butelkę z benzyną; z drugiej ciągnie ich do komercyjnych brzmień nastawionych na radiową emisję. Nie mam problemu z tym, że chcą utrzymywać się z tworzenia muzyki, mam problem z ich nie do końca skrystalizowaną tożsamością, ale być może z biegiem czasu precyzyjniej ją zarysują.


Roadrunner Records/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce