Obraz artykułu Wczasy - "Zawody"

Wczasy - "Zawody"

94%

Z czym kojarzą się wam wczasy? Niektórym pewnie tak, jak powinny, czyli ze "zorganizowanym, wielodniowym wypoczynkiem poza miejscem zamieszkania". Innym do głowy przyjdą od razu "wczasy pod gruszą", które były szczególnie popularne w PRL-u (choć i teraz są spotykane). Przede wszystkim jednak większość stwierdzi, że na wczasy to jeździło się kiedyś. Teraz bierze się urlop, wybiera się w podróż, jedzie na wypoczynek lub po prostu spędza w jakimś ciepłym kraju jedyne słuszne wakacje. Wczasy to melodia przeszłości. Tak nie mówi już nikt.

Tutaj będzie mowa o innych Wczasach. Tych, które zadebiutowały w zeszłym roku EP-ką "1000 problemów". Otwierającą tamto wydawnictwo kompozycję "Pegasus (warto nic nie robić)" odczytuję zresztą jako prawdziwy manifest tego duetu. Bartłomiej Maczaluk oraz Jakub Żwirełło przekonują nas w niej o tym, jak warto nic nie robić i w rozbrajający sposób przyznają, że będąc świeżo po trzydziestce, kompletnie nie rozumieją obecnego świata. Pamięcią wracają do swojego dzieciństwa, gdzie świat gier i wspominanych z nostalgią zabaw był prostszy, przyjemniejszy i stanowił miejsce, w którym potrafili się odnaleźć. W czasach tych, wyjazdy na wczasy właśnie, były bardzo popularne.

 

Na swoim długogrającym debiucie pod tytułem "Zawody" ta melancholia i tęsknota za tym, co było jest chyba jeszcze wyraźniejsza. Już sama okładka, przedstawiająca członków zespołu na starcie bieżni, pozbawionych sił i niemających ochoty brać udziału w wyścigu (szczurów), daje nam jasną informację o tym, że oni do takiej rywalizacji po prostu się nie nadają. Lub jej nie chcą. Ten motyw przepełnia każdą z kompozycji. Wylewa się z tekstów, podskórnie wyczuwamy też tę niemoc w stworzonych przez Wczasy dźwiękach. Jest w tym sporo autoironii, ale jednak też sporo prawdy i przede wszystkim prawdziwych historii o niemożliwych do osiągnięcia - dla niektórych - marzeń.

 

Muzycznie Wczasy kontynuują obraną na poprzednim wydawnictwie drogę. To dalej proste, balansujące na granicy kiczu podkłady. Dominują syntezatory wyjęte wprost z lat 80., co budzi skojarzenia zarówno z przedstawicielami tamtejszej sceny (takimi, jak Kombi) czy - a może przede wszystkim - z jej naśladowcami (takimi, jak chociażby Super Girl & Romantic Boys). Maczaluk i Żwirełło też pragną słodkiego, miłego życia, ale ma ono w ich głowach trochę inny wymiar.

 

Nawiązują do tego już w otwierającym płytę "Prince i Bowie". Obaj wymienieni w tytule artyści są idolami milionów ludzi na całym świecie. Któż nie chciałby być tacy jak oni? Uwielbianym, szanowanym i odnoszącym tak duże sukcesy? Marzyć można zawsze, ale w tej opartej na prostym rytmie automatu perkusyjnego i kiczowatych syntezatorach kompozycji wniosek jest dość zaskakujący. Znając własne ograniczenia, podmiot liryczny stwierdza, że naprawdę ma na to szanse. Przecież zarówno Prince, jak i Bowie już nie żyją, a on jest tutaj, teraz i to dostępny od zaraz. To zresztą jedyny sposób na to, by mógł poderwać dziewczynę i gdy odlatujemy myślami w głąb świata jego marzeń, to wraz z nimi zmienia się też muzyka. Jest radosna, przyjemna. Jesteśmy bliżej gwiazd i jest nam z tym dobrze.

 

Pozwólcie, że zatrzymam się tu na chwilę i pozwolę sobie na małą dygresję. Czy taka, mocno kiczowata i przepełniona odniesieniami do lat 80. stylistyka, nie jest przypadkiem pewnym zaworem bezpieczeństwa dla zespołu? W końcu piosenki o samotności, wyobcowaniu i zwykłej chęci znalezienia bliskiej osoby czy też odniesienia sukcesu, nie zostałyby wręcz wyśmiane w innej, "poważniejszej" stylistyce? Odpowiem teraz szczerze, że nie wiem, choć mam przeczucia, że mogłoby tak się właśnie stać. Ważniejsze jest jednak to, że w tych zabawnych i smutnych zarazem tekstach kryją się prawdziwe emocje, realne problemy, marzenia i pragnienia. To nie żaden żart, a chęć pozostania w tym prostym i pozbawionym technologicznych nowinek świecie bardziej "ludzkim", bo stawiającym na ludzką, a nie komputerową interakcję.

 

Wczasom udało się w sposób niezwykle inteligentny skomentować niemal wszystkie lęki dzisiejszego świata. Czy mówicie sobie, że jesteście najlepsi? Czy mówi wam o tym ktoś inny? ("Jesteś najlepszy"). Czy jedyną radością, przełamaną smutnymi myślami o następnym dniu spędzonym w znienawidzonej pracy, jest dla was weekendowa impreza w jednym z modnych klubów? ("Dzisiaj jeszcze tańczę"). A może jesteście z mniejszej miejscowości i w mniej elitarnym miejscu, a na parkiecie próbujecie znaleźć miłość swojego życia? ("Smutne disco"). Czy śmiejąc się z gwiazd polskiej estrady, sami nie chcielibyście osiągnąć takiego sukcesu jak oni, czego dowodem byłoby na przykład stworzenie mundialowej piosenki, zaśpiewanie kolędy dla prezydenta czy też nagranie hymnu dla powodzian oraz opływanie na co dzień w luksusy? ("Ryszard") I przede wszystkim, czy nie boicie się, że świat pędzi szybciej od was i że już niedługo nie przetrwa żadna wasza znajomość z czasów dzieciństwa ("Nowy świat"), a jedyną waszą przystanią będzie wanna pełna wody i głowa pełna niespełnionych fantazji? ("Kąpiel").

 

Równolegle z tekstami płynie muzyka. Smutnym tekstom towarzyszą równie niewesołe, syntezatorowe podkłady ("Jesteś najlepszy"). Proste, synthpopowe melodie uzupełniane są równie oszczędnym, ale idealnie współgrającym z nastrojem całości brzmieniem gitary. Czasami jest też weselej, bardziej tanecznie ("Dzisiaj jeszcze tańczę", "Ryszard"), ale nie każdy taniec musi być radosny ("Smutne disco", "Zawody"). Całość jednak jest oszczędna i ociera się o tandetę. Taką, którą widzimy na straganach na lokalnym jarmarku albo w sklepie "wszystko po 5zł". Daje to niesamowity efekt. Wraz z pojawiającymi się tu i ówdzie, zimnofalowymi akcentami czy minimal synthowymi kolażami oraz prostym rytmem coraz bardziej zatracamy się w dźwiękach toniemy w wyśpiewywanych słowach i odnosimy je do własnych, czasami głęboko ukrytych marzeń.

 

Czy jednak jest szansa na to, że te marzenia kiedyś się spełnią? Czy raczej już zawsze będziemy wracać do tego, co było? Każdy ma szansę. Czym zresztą byłyby nasze pragnienia, gdyby nie nadzieja na ich spełnienie? Jednak pewności, co do przyszłych wydarzeń - o czym zresztą mówi tekst "Nowego świata" - mieć nie możemy. I chociażby dlatego to przeszłość jest lepsza.


Thin Man Records/2018


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce