Obraz artykułu Wesołowski: Jesteśmy zmęczeni rzeczami o niskiej jakości

Wesołowski: Jesteśmy zmęczeni rzeczami o niskiej jakości

 

Rok 2017 niewątpliwie był rokiem Stefana Wesołowskiego i niewykluczone, że lada moment sukces powtórzy jego nowy projekt - Nanook of the North. Chwilę przed premierą rozmawialiśmy między innymi o przyszłych planach, zdrowej relacji między dziennikarzem a muzykiem, a nawet o domowej edukacji muzycznej.

Jarosław Kowal: Na początek pytanie może dziwne, ale zaraz wyjaśnię, o co chodzi... Czy my kiedyś piliśmy razem wódkę?

Stefan Wesołowski: [śmiech] Wiesz co... Nie pamiętam, ale jeżeli piliśmy wódkę, to mogę nie pamiętać.

 

Pytam, bo często pojawiają się podobne opinie chociażby przy okazji nagrody Doki, której jesteś tegorocznym laureatem, a której ja byłem jednym z jurorów. Zdaje się, że nigdy nie mieliśmy okazji podać sobie dłoni, a nawet - posługując się współcześniejszym przykładem - nie jesteśmy znajomymi na facebooku. Muzykowi wypada kolegować się z dziennikarzem?

Czy wypada... Trudne pytanie. Wydaje mi się, że to nie jest kwestia jakiejś powinności czy moralnych wyborów, bo jednak bardziej niegrzeczne i nieprzyjemne wydaje mi się blokowanie możliwości poznawania ludzi tylko i wyłącznie z racji wykonywanego zawodu. Funkcjonujemy w wąskim gronie, w nie tak dużym mieście i siłą rzeczy od czasu do czasu poznaje się ludzi związanych z muzyką. Zresztą w gronie dziennikarzy jest kilka osób, które sobie cenię czysto koleżeńsko i ciesze się, że są moimi kumplami, co - mam wrażenie - zupełnie nie przekłada się na skalę ich krytyczności. Od każdego z nich mogłem usłyszeć miłe rzeczy, ale przyjąłem też bardzo konkretne ciosy i nie wpłynęło to w żaden sposób na nasze prywatne relacje.

W gronie dziennikarzy jest kilka osób, które sobie cenię czysto koleżeńsko i ciesze się, że są moimi kumplami, co - mam wrażenie - zupełnie nie przekłada się na skalę ich krytyczności.

Nie próbujesz później na towarzyskim spotkaniu wyłożyć swoich racji?

Nie, zupełnie nie mam takiej potrzeby. Muszę nawet przyznać, że do jakiegoś stopnia śmieszą mnie takie sytuacje, ponieważ zdaję sobie sprawę, że aby pozostać w spokoju ze swoim sumieniem i poważnie traktować wykonywaną przez siebie robotę, ktoś pisze tekst tak, jak w to wierzy, no ale jest moim kumplem, więc jeśli jest to tekst krytyczny to zapewne czuje się trochę głupio. Zabawne są późniejsze spotkania, mam wtedy skłonność do prowokowania takiej osoby, by się zawstydziła, ale absolutnie nie mam ochoty polemizować [śmiech]. Ostatnio miałem taką sytuację z Jankiem Błaszczakiem, który wyraził dosyć krytyczną opinię na temat "Rite of the End" w Tygodniku Powszechnym. Spotkaliśmy się na rozdaniu Paszportów Polityki i trochę gadaliśmy w większym gronie osób, gdzie co chwilę z ogromnym żalem i bólem wspominałem tę krytyczną recenzję a Janek za każdym razem się czerwienił [śmiech]. To są takie luźne, towarzyskie sytuacje, nie ma tam żadnej żółci.

Z innej strony, zdaje się, że tobie agresja w internecie nie jest groźna, bo co taki typowy hejter mógłby napisać? Że dyplomu nie dostał, a płyty nagrywa albo że sakralną muzykę profanuje?

Mam nadzieję, że wszyscy - nie tylko ja jako muzyk, który jest poniekąd wystawiony na tego rodzaju aktywności anonimowych komentatorów - powoli dojrzewamy do tego, żeby trochę się odseparować od tego rodzaju "publicystyki", bo z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Ludzie, którzy czytają i niepotrzebnie przejmują się takimi rzeczami często dochodzą do wręcz depresyjnych myśli, a to nigdy nie są dyskusje, które reprezentują jakąkolwiek jakość. Zwykłe krzykactwo. Jeżeli natomiast ktoś pod swoim nazwiskiem i z użyciem argumentów jest skłonny skrytykować mnie, moją działalność czy cokolwiek innego, to uważam, że jest uczciwy i że jest w porządku. Cała inna aktywność, sprowadzona do tego, żeby na kogoś "popluć" nie wydaje mi się warta uwagi.

 

Zadałem sobie trud przeszukania internetu, ale pod recenzjami "Rite of the End" przeważnie nie ma żadnych komentarzy. Nawet na portalu Trójmiasto.pl, gdzie czytelnicy bywają... delikatnie mówiąc, surowi, pojawiła się tylko jedna negatywna opinia - album nazwany jest makabreską i muzyką pogrzebową... Co po wycięciu z negatywnego kontekstu wygląda na komplement. Twoja muzyka jest zbyt trudna, by osoba bez odpowiedniej wiedzy mogła wyrazić o niej opinię?

Nie wiem, czy jest aż tak bardzo trudna. Może rzeczywiście niektórzy mają zagwozdkę, nie wiedzą, jak to ugryźć, a poza tym wydaje mi się, że nie jestem aż tak bardzo zauważalny. Być może nieco negatywnych opinii pojawiło się przy okazji festiwalu Solidarity of Arts, gdzie skala odbiorców jest trochę większa. Sporo osób miało problem ze zmianą formuły festiwalu, co jestem w stanie zrozumieć, bo jeśli ktoś lubił ten wcześniejszy festiwal, to teraz dostał naprawdę inne wydarzenie. Wydaje mi się jednak, że nie narzucam się swoją osobą, więc może dlatego mnie oszczędzają [śmiech].


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce