Gdy zaczynaliście, było wam pewnie ciężko się przebić. Obecnie wszystko wydaje się być skomercjalizowane i dużą rolę w tym odgrywają media społecznościowe. Jak zmieniło się radio w tym dość długim okresie?

Jest różnica, wiele rzeczy się zmieniło, ale nie na dobre czy złe. Po prostu inaczej się je robi. Kiedy my zaczynaliśmy i chcieliśmy uzyskać recenzję od gazety muzycznej lub być granym w radio, było wtedy około pięciu osób, które pisały o muzyce i jeden DJ radiowy - John Peel, który lubił ten rodzaj muzyki. Teraz jest wiele takich stron. Zespoły teraz mają swoje media i mogą komunikować się ze swoimi fanami z każdego miejsca na ziemi. To jest świetne. Wydaje mi się, że najtrudniejszą, rzeczą w tych czasach dla młodych zespołów jest zarobienie z tego jakiś pieniędzy. Nie każdy chce być milionerem, po prostu próbują przetrwać, co jest trudne. Teraz jest też o wiele więcej zespołów, więcej koncertów, mniej pieniędzy do podzielenia. W tych czasach musisz brać to, co jest przed tobą. Musisz cały czas tworzyć muzykę i próbować zachęcić ludzi, żeby jej słuchali, znaleźć widownię, przed którą możesz grać, by robić muzykę. To jest jak krąg.

Ciężko usłyszeć waszą muzykę w radio. Zazwyczaj jest to jakiś indie rock, może jedynie w programach tematycznych.

W Anglii jesteśmy znacznie więksi. Jesteśmy tam grani w sześciu stacjach. W Polsce nie mamy takiego odbioru, nie graliśmy tu przez trzydzieści lat, więc nie oczekujemy, że będziemy grani w radiu. W zespole, tak jak powiedziałem wcześniej, musisz każdej nocy zaczynać od początku i pracować. Jeździsz od kraju do kraju i zaczynasz od nowa. W Niemczech mieliśmy małą publiczność. Ten album ["Dark Matter/Dark Energy"] wiele zmienił. Dostał dobre recenzje, więc to trochę pomogło. Jesteśmy więksi niż byliśmy dwa lata temu. Mam nadzieję, że tak też będzie w Polsce. Nie możemy zmusić ludzi do słuchania. Wychodzimy na scenę, gramy muzykę, nagrywamy album, jeśli nie podoba ci się to, nic nie możemy z tym zrobić.

 

Za tydzień w Hamburgu zaczyna się festiwal Reeperbahn, myślisz, że takie showcase'owe festiwale mogą wpłynąć na rynek muzyczny, który i tak się zmienia. Są tam ludzie z agencji, promotorzy, media - to pomaga?

Takie showcase'owe festiwale są teraz bardzo znaczące. W całej Europie, w wielu miastach są takie festiwale. Działa to na dwóch płaszczyznach, sprowadza ludzi z zagranicy na lokalną scenę, żeby skupić się na niej i połączyć międzynarodowo. Daje też szanse lokalnym zespołom do występu przed ludźmi z zagranicy. Ludzie z lokalnych społeczności i z zagranicy są wymieszani i dobrze to działa. Jest w tym także aspekt biznesowy, lecz nikt z nas nie musi się z tym mierzyć. Jeśli jesteś bystrym i wschodzącym zespołem musisz być gościnny i zaangażowany w te festiwale. Gościsz inne zespoły, wtedy pracują one na twoją korzyść.

 

Raz współpracowaliście z chórem z Estonii, dlaczego właśnie oni?

To było na festiwalu w Estonii, gdzie istnieje długa tradycja chórów. Jest ich tam bardzo wiele. Jeden z nich grał na festiwalu i chciałem go zobaczyć, byli niesamowici. Po koncercie zapytałem, czy chcieliby zagrać z nami koncert. Zgodzili się. Ludzie, którzy organizowali Tallin Music Week zorganizowali nasz koncert kilka tygodni później wraz z chórem. Wypadło to bardzo dobrze, więc zaczęliśmy robić to także w Wielkiej Brytanii, ale z brytyjskim chórem. Kolejny album będzie zawierał chór w połowie z piosenek. Chcemy pobawić się z dźwiękiem, nie chcemy w kółko robić tego samego. Zmieniliśmy brzmienie, ale nadal brzmimy jak my.

 

Gdy jest chór wszystko brzmi o wiele potężniej.

Tak, epicko i piękne. W połączeniu z muzyką, która jest ciemna i ciężka faktycznie wychodzi to dobrze.

Muzyka, którą lubisz jest przełęczą do muzyki, której nie lubisz. Czasem lubisz najmniej lubianą rzecz na świecie, tak po prostu.

John Robb

Jesteś także dziennikarzem muzycznym, pewnie dostajesz wiele maili z muzyką zespołów. Czy był ostatnio jakiś zespół, który spodobał ci się?

Jest wiele zespołów. Jest jeden, który radzi sobie bardzo dobrze, nazywają się Cabbage, są całkiem rozpoznawalni w Anglii. Jest zespół Vukovar, bardzo stonowany, ale też bardzo dobry. Jest wiele świetnych zespołów w Wielkiej Brytanii, najlepszym sposobem jest po prostu poszukać ich na stronie Louder Than War.

 

Co myślisz o Slaves?

O tak, kocham ich.

 

Widziałam ich na festiwalu Woodstock. Później rozmawiałam na ich temat z innymi ludźmi, ale nie do wszystkich to trafiło.

Tak jest ze wszystkimi zespołami. Nie ma takiej opcji, żeby cała publiczność cię lubiła. Myślę, że Slaves są świetni i bardzo fascynujący. Jest w nich pewien pop rockowy pierwiastek. Podoba mi się sposób, w jaki perkusista śpiewa, podczas gdy gitarzysta po prostu gra na gitarze. To bardzo interesujące połączenie, mają dobre piosenki i robią świetne show na żywo. W Wielkiej Brytanii maja bardzo młodą publiczność czternasto, piętnastolatki chodzą na ich koncerty z rodzicami, którzy są o połowę młodsi ode mnie [śmiech], ale to dobrze, to kontynuacja tradycji.

 

Kiedyś rozmawiałam z Counterfeit., którzy powiedzieli, że aby nagrać dobry album, trzeba przeżyć coś przykrego i trudnego, odczuć coś silnego, zgodziłbyś się z tym?

W pewnym sensie tak. Dość intensywnie tworzymy nową muzykę, ale niektóre z największych nagrań zostały wymyślone przez ludzi, którzy są totalnie głupi, którzy nie mają pojęcia, skąd pochodzi ich muzyka. Nie mogę powiedzieć, że to reguła robienia dobrej muzyki. Może pochodzić skądkolwiek. Wiele nagrań jest bardzo emocjonalnych, ale są też takie, w których wcale nie ma emocji. Muzyka to okrutny mistrz. Muzyka, którą lubisz jest przełęczą do muzyki, której nie lubisz. Czasem lubisz najmniej lubianą rzecz na świecie, tak po prostu.

The Membranes. John Robb.

Kiedy możemy oczekiwać czegoś nowego od The Membranes?

Przyszłej wiosny. Będziemy nagrywać kolejny album z chórem.

 

Będzie to podobne do tego, co robiliście wcześniej?

Tak, post punk z psychodelicznym sznytem, ale również z innymi stylami, z chórem w połowie z piosenek. Niektóre bardzo rozległe, niektóre bardzo intensywne i szybkie. Różnorodność stylów i pracy. Stworzyliśmy własne brzmienie, świetnie jest je mieć, ale to też pracuje na naszą niekorzyść, bo ludzie nie wiedzą, do jakiej sceny mas przyporządkować. Nie klasyfikujemy się do żadnej, jesteśmy tylko my.

 

fot. Björn Olsson


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce