Pamiętasz, kiedy pierwszy raz przyszło ci do głowy, że chciałabyś pisać teksty, śpiewać i występować? Kiedy skomponowałaś swój pierwszy utwór?
Nigdy specjalnie nie miałam zamiaru występować. Zawsze byłam bardzo nieśmiała i zdystansowana, sama myśl o graniu przed innymi mnie przerażała. Jednocześnie byłam bardzo ukształtowana przez muzykę i grałam właściwie przez całe życie. W wieku siedemnastu lat znalazłam się w miejscu, gdzie poczułam, że moje klasyczne muzyczne wykształcenie nie zaspokaja mnie w takim stopniu, w jakim bym chciała i tego potrzebowała. Zaczęłam podróżować po Stanach Zjednoczonych, jeżdżąc autostopem i ukradkiem wskakując do pociągów. Poznałam wielu młodych ludzi, którzy grali na ulicach Ameryki w najróżniejszych zespołach typu jug bands czy gypsy bands - bardzo proste, prymitywne i akustyczne. To było bardziej jak połączenie punku i folku, przy tym tak pełne wyrazu, że bardzo mnie zauroczyło. Do tego od zawsze byłam zakochana w starej amerykańskiej muzyce folkowej, od Johnny'ego Casha przez Jimmiego Rogersa po Townesz van Zandta i tych wszystkich innych muzykach, którzy potrafili poruszyć twoim sercem samym instrumentem, głosem i słowami. Byłam całkowicie pod wrażeniem i miałam moment swego rodzaju oświecenia, kiedy wróciłam do Kolorado i usłyszałam utwór "Waiting Around to Die" w wykonaniu Townesa van Zandta... Nigdy wcześniej nie byłam tak poruszona przez muzykę.
Miałam wtedy osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Zaowocowało to tym, że chwyciłam za gitarę i skomponowałam swój pierwszy utwór - "The Road", który ukazał się też na moim ostatnim albumie "The Road to Some Strange Forest". Od tego zaczęło się wszystko inne. Dawniej po prostu poszłabym na imprezę, upiła się gdzieś na werandzie z tyłu domu i dopiero wtedy czułam się dostatecznie odważnie, żeby trochę pograć. Taki miałam sposób nawiązywania kontaktu z ludźmi. Nigdy nie lubiłam rozmawiać czy integrować się z innymi, więc do tego wszystkiego doszłam bardzo powoli.
Wielu muzyków krytycznie wypowiada się o, ponoć skorumpowanym, przemyśle muzycznym w Polsce. Jako ty to odbierasz? Bardzo się różni od amerykańskiego?
Nigdy tak naprawdę nie byłam związana z muzycznym przemysłem w Stanach, bo zaczęłam występować dopiero po przyjeździe do Polski. Dałam kilka koncertów, ale jeśli chodzi o wytwórnie... nigdy właściwie nie miałam z tym kontaktu. Ale podobnie jest z moją twórczością w Polsce - często występuję, co nieco nagrywam, ale nigdy nie mieliśmy specjalnie do czynienia z wytwórniami czy innymi agencjami. Wszystkiego dokonaliśmy samodzielnie, poza naszą współpracą jako the Feral Trees z Anteną Krzyku. Dogadujemy się bardzo dobrze i bardzo cenimy naszą znajomość z Arkiem Marczyńskim. Muszę przyznać, że w moich odczuciach polska scena muzyczna jest bardzo otwarta i serdeczna, i cieszę się, że mogłam być jej częścią do tej pory.
Skąd wzięła się nazwa grupy? Kto podrzucił pomysł?
Kiedy graliśmy wspólnie po raz pierwszy, nie mieliśmy żadnej nazwy ani niczego, co by nas określało. Skomponowaliśmy "Ticket to the Grave" i Grzegorz oraz Dawid, posiadający bardziej marketingowe nastawienie, od razu zaplanowali, co zrobić dalej: "Mamy piosenkę, nagrajmy to, nakręćmy teledysk i puśćmy to dalej". Wcześniej zupełnie nie brałam tego pod uwagę. Nie nagrywałam zbyt wiele i nigdy nie robiłam teledysku. Kiedy zarejestrowaliśmy kawałek i zaczęliśmy prace nad teledyskiem dla The Feral Trees, było to dla mnie zupełnie nowe i ekscytujące doświadczenie. Podczas nagrywania teledysku do "Take it to the Grave", jego reżyser, Patryk Bugajski rzucił jakąś uwagę dotyczącą otoczenia - "dead trees". Pamiętam, jak Grzegorz podbiegł do mnie zaaferowany, mówiąc "O mój Boże, Moriah, mamy to! Najlepsza nazwa dla zespołu!". Miejsce było naprawdę niesamowite - spędziliśmy cały dzień w lesie w fantastycznej atmosferze, otoczeni przez wysokie sosny i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że ta nazwa jest dla nas idealna, w stylu folk noir. Poszperaliśmy w internecie i, niestety, okazało się, że jest już zajęta przez inny zespół. I co teraz? Musieliśmy znaleźć coś na zastępstwo, a mnie zawsze podobało się słowo "feral" [dziki, powtórnie zdziczały, zapuszczony] - to taki piękna idea, pojęcie określające pewien rodzaj buntu, coś, co zwykło być dzikie, potem zostało ujarzmione a teraz na powrót stało się wolne i niepohamowane. Byłam bardzo zadowolona, że ostatecznie na tej nazwie stanęło.
Muszę przyznać, że jestem oczarowana tym, w jaki sposób utwory na krążku następują po sobie. Sam początek jest poruszający i w miarę słuchania można wejść w fazę swoistego transu, który przenosi do zupełnie inne rzeczywistości. Ma się ochotę, żeby to trwało bez końca. Trochę przypomina mi to koncepcyjny album. Takie były wasze plany, mieliście starannie dobraną kolejność kawałków na płycie?
Kiedy tworzyliśmy piosenki na nasz album, mieliśmy pewne zamysły co do tego, jak ma się rozpoczynać i jak ma się kończyć. Wszystko, co znajduje się pośrodku powstało bez zbędnego planowania. Poza tym, wszystko przebiegało w sposób bardzo naturalny, więc po prostu umieściliśmy wszystkie te utwory na płycie. Oczywiście, trochę czasu zajęło nam ułożenie ich w odpowiedniej kolejności, ale kierowaliśmy się tym, jak chcielibyśmy je wykonywać podczas koncertów. Dawniej byłam członkiem teatru i zawsze podobał mi się pomysł na całościowy, teatralny występ. Uwielbiałam też soundtracki - jedno, długie i niepodzielne działo sztuki, którego możesz słuchać w kółko, bez końca - zawsze ogromnie mi się to podobało. Utwory na naszej płycie po prostu pasowały do siebie, bo wszystkie napisaliśmy i dopracowaliśmy w tym samym czasie. Nie mieliśmy więc problemu z ustawieniem ich obok siebie i efekt końcowy był bardzo zadowalający.
Jeśli chodzi o nagrywanie, mieliście więcej gotowych piosenek niż te, które ukazały się na albumie? Zostało wam dużo "resztek", których nie udało się dołączyć do płyty?
Tak w zasadzie to chcielibyśmy mieć ich więcej. To był jedyny zarzut jaki słyszeliśmy: "Wszystko jest super, tylko za krótkie". Chcielibyśmy dołączyć więcej utworów na płytę, ale zdecydowaliśmy się iść za ciosem i wykorzystać całą tę energię, żeby nagrać krążek, zamiast tkwić w jednym punkcie i powoli dodawać resztę. To, co znajduje się na płycie, jest jednocześnie wszystkim, co na ten czas stworzyliśmy.
Jesteś w stanie, spośród wszystkich utworów na płycie wybrać jeden, który jest dla ciebie najważniejszy i do którego jesteś najbardziej przywiązana?
Tak. Oczywiście, czuję się w pewien sposób związana z każdym z tych utworów, ale "The Desert" jest chyba tym, do którego najbardziej się przywiązałam. Podczas pisania piosenek, towarzyszą mi uczucia, które pulsują we mnie w danym momencie, a potem jestem w stanie pozostawić je za sobą. Naturalnie, po czasie wciąż jestem w stanie o tym śpiewać, bo to wciąż jest częścią mnie i oddaje moje emocje z jakiegoś konkretnego przedziału czasu. Jestem bardzo przywiązana do "The Desert", bo nawet mieszkając obecnie w Polsce, mogę sobie przypomnieć jak to było żyć w Kolorado. Odczuwam smutek i jednocześnie tęsknotę za domem - cudem życia w pięknym, a zarazem opustoszałym, dzikim, zachodnim regionie. To wszystko przenosi mnie tam z powrotem i wciąż w głębi serca odczuwam to przywiązanie.
Jestem bardzo przywiązana do "The Desert", bo nawet mieszkając obecnie w Polsce, mogę sobie przypomnieć jak to było żyć w Kolorado. Odczuwam smutek i jednocześnie tęsknotę za domem - cudem życia w pięknym, a zarazem opustoszałym, dzikim, zachodnim regionie
Moriah Woods
Planujecie grać jako The Feral Trees w Stanach Zjednoczonych czy wolicie się skupić na występach w Polsce?
Oczywiście, że mieliśmy plany grania w Stanach Zjednoczonych, to byłoby nasze marzenie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego uczucia niż pokazanie chłopakom, skąd czerpię moje muzyczne inspiracje. Z drugiej strony, trzeba się liczyć z ogromnymi kosztami przy sześciu osobach, spośród których każdy ma własną rodzinę i osobiste projekty. Taki wyjazd byłby spełnieniem marzeń.
Do tej pory wystąpiliście na paru wielkich koncertach i festiwalach. Jak podoba się wam atmosfera temu towarzysząca? Wolicie dawać mniejsze, kameralne koncerty czy grać przed liczną publiką?
To wszystko zmieniło się wraz z upływem czasu. Dawniej bardzo wstydziłam się występować przed tłumami na dużej scenie, gdzie ciągle jest się zbyt daleko od reszty zespołu lub ludzi, do których masz zaufanie - to staje się bardzo onieśmielające. Występy w mniejszych klubach mogą być bezpieczniejsze, ale jednocześnie krępujące, bo musisz nawiązać i podtrzymywać silny kontakt z publicznością. Obie strony mają swoje zalety, ale biorąc pod uwagę nasze doświadczenie, czujemy się pewniej występując na mniejszych scenach. Jednocześnie lubimy wyzwania, z jakimi wiąże się pokazanie się przed liczną publiką, zrobienie jakiegoś większego kroku.
Za parę dni wystąpicie wraz z Blues Pills i Agyness B. Marry. W jaki sposób staliście się częścią tej trasy koncertowej?
Ktoś z agencji, odpowiedzialny za znalezienie i potwierdzenie supportu, skontaktował się z Dawidem i dowiedzieliśmy się, że istnieje taka możliwość. Z przyjemnością zaakceptowaliśmy tę propozycję. Niestety, nie wystąpią z nami pozostali członkowie zespołu - nasz klawiszowiec jest bardzo zajęty, a nasza altowiolistka jest w ciąży, więc nie dadzą rady wystąpić. Niemniej, jesteśmy bardzo podekscytowani tym występem.
Jakie są wasze plany na najbliższą przyszłość? Nagranie nowej płyty? Skupienie się na pisaniu piosenek? Czy może zrobienie sobie przerwy i wzięcie oddechu od muzycznego show-businessu?
Chwilowo przechodzimy pełen inspiracji okres. W grudniu 2015 roku, gdy Dawid spodziewał się dziecka, musieliśmy zrobić sobie przerwę. Ten okres ciągnął się przez jakiś czas i prace nieco siadły, więc zaczęłam poświęcać więcej uwagi z powrotem moim solowym projektom. Ale teraz, gdy dzieciaki już nieco podrosły, możemy skrzyknąć się z powrotem. Jesteśmy przepełnieni inspiracjami i zadowoleni z możliwości skomponowania muzyki na kolejny zaplanowany krążek. Nagraliśmy już kilka utworów, które jeszcze nie zostały wydane, i rozważamy czy wydać singiel i EP, czy może po prostu skupić się na pełnym albumie. Obecnie przechodzimy przez fazę pisania i dokładania utworów.
Nagrywasz z The Feral Trees ale jednocześnie poświęcasz się własnym projektom. Czy coś z tych zadań jest dla ciebie priorytetem? Czy obydwa zajęcia traktujesz na równi ze sobą?
Przez ostatni rok to solowe projekty były moim priorytetem, ale tylko dlatego, że wyłącznie na to był czas. Chłopcy z The Feral Trees byli bardzo zajęci - perkusiście i gitarzyście urodziły się dzieci i musieliśmy na jakiś czas odłożyć niektóre plany. Ale musimy grać dalej; dla mnie bardzo ważne jest, by móc przeforsowywać swoje pomysły, więc zaczęłam skupiać się na solowych projektach, bardziej niż na nagrywaniu nowej płyty [z The Feral Trees]. Ale, jako że to wszystko jest już za nami, mogę z powrotem poświęcić całą moją energię na działalność z The Feral Trees.