W4 Stage | B64 Stage | Scena Kontenerowa
W4 Stage
Jedną z dwóch nowych scen podczas tegorocznej edycji Soundrive było W4 zrealizowane we wciąż czynnym zakładzie produkcyjnym i to właśnie atmosfera tego miejsca była w tym wypadku głównym bohaterem. Rozpoczęło się bardzo źle, od słabego występu Rosalie Chatwin, której intymne opowieści o damsko-męskich relacjach były mdłe i nudne. Na szczęście sytuację uratował Daniel Spaleniak, którym zachwycałem się kilka miesięcy temu (TUTAJ). Jego przejmujący, chłodny, niski głos zyskał w tym niewygłuszonym pomieszczeniu dodatkową głębię, która prawdopodobnie dla każdego radykalnego melomana byłaby niepotrzebnymi zakłóceniami, ale pod względem emocjonalnego przekazu wyłącznie zwiększała doznania. W4 podczas tego występu niemal całkowicie zapełniło się i chociaż Spaleniak czujnie pilnował, aby skończyć równo o zaplanowanej dwudziestej drugiej, nie pozwolono mu odejść bez bisu.
Moriah Woods czy Phillip Bracken wypadli w tych akustycznie trudnych warunkach bardzo dobrze, nieco więcej problemu miał Teddy Jr., u którego pojawiły się elementy perkusyjne, ale chyba dla każdego ze zgromadzonych akurat na tej scenie nie chodziło o perfekcyjne brzmienie, jakiego można było doświadczać w klubie B90, lecz o wyjątkową atmosferę generowaną przez akustyczne gitary oraz zapach smaru.
B64 Stage
Kolejna nowość to hala wysoka na około trzy piętra, głównie beton i trochę kafli, więc - jak nie trudno się domyślić - także tutaj do kwestii dźwięku należało podejść bardzo ostrożnie. W przypadku tej przestrzeni równie istotnym elementem, co dźwięk okazał się jego brak. Oczywiście nie jest to w pełni możliwe. Poszukiwania ciszy okazały się złudnymi, gdy John Cage po wejściu do komory bezechowej odkrył, że jego ciało (między innymi krążenie krwi) samo w sobie jest źródłem hałasu. Uczestnicząc jednak w swoistym słuchowisku Bionulor można było odnieść wrażenie, że poza ambientowymi bitami z komputera i odczytem tekstów Williama S. Burroughsa, istotną funkcję miały także chwile pauzy, w których krótkie echo powielało kolejne kompozycje. To był zdecydowanie najbardziej eksperymentalny występ podczas festiwalu i nie wszystkim słuchaczom udało się przyswoić taką formę, ale już trzeciego dnia - na koncercie Johna Lake'a (więcej TUTAJ) - w hali zrobiło się tłoczno. Nie jest to zaskoczeniem, Łukasz Dziedzic przy użyciu minimalistycznego zestawu (podstawą są dwa Kaoss pady) tworzy znakomite połączenie tanecznego techno i nastrojowego ambientu, które po wzbogaceniu o tajemnicze wizualizacje natychmiast wciąga w dziwaczny, ponury świat.
Scena Kontenerowa
Powstanie dwóch nowych miejsc przysporzyło kłopotów funkcjonującej dopiero od roku scenie kontenerowej. Publiczność rozeszła się po terenie stoczniowym bardziej niż w ubiegłych latach, przez co akurat pod tą sceną zazwyczaj było pusto. Wielka szkoda, bo na kontenerze zaprezentowało się kilka znakomitych kapel. Pierwszego dnia melancholią zarażali Caren Coltrane Crusade (więcej TUTAJ) oraz Dogs in Trees (więcej TUTAJ). Pierwsi na sposób przywodzący na myśl Björk, drudzy bliżej goth rockowym nastrojom spod znaku London After Midnight, ale bez śladów bezrefleksyjnego kopiowania. Zwłaszcza oni i rewelacyjna Pokusa (która w Trójmieście występowała już między innymi na dwóch edycjach festiwalu Jazz Jantar) pokazali repertuar na poziomie, jaki zasługiwał na znacznie większą uwagę. Świetnie sprawdziły się także występy Bart Cathedral oraz Sexy Suicide, projektów związanych ze sceną dark independent, a więc muzyką, która rzadko pojawia się na innych festiwalach niż Castle Party.
Scena Kontenerowa ożywia ulicę Elektryków, przy której znajdują się hale koncertowe i chociaż samym artystom pewnie czasem trudno gra się "do kotleta", to wartość tych występów jest podwójna. Z jednej strony są jedynymi darmowymi w ramach festiwalu i pozwalają uczestniczyć w nim każdemu, z drugiej będąc łącznikiem pomiędzy pozostałymi scenami, pozwalają utrzymać spójność i ciągłość festiwalowej atmosfery. Być może równie dobrze sprawdziłaby się odpowiednio przygotowana playlista, może niższa scena ułatwiałby odbiór, ale na pewno jest to przestrzeń, której nie można nie docenić.