Macie pochodzenia z różnych krajów, między innymi Francja czy Grecja. To pytanie jest skierowane do Henry'ego [Spychalskiego, wokalisty - przy. red.], ale może będziecie umieli na nie odpowiedzieć - jego nazwisko jest polskie, wiecie może coś na temat jego pochodzenia?

JD: Mieszkałem z nim przez cztery lata, więc wiem trochę na ten temat. Jego dziadek przyjechał do Anglii jakieś pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat temu, a ponieważ ludzie mieli wtedy dość rasistowski stosunek do Polaków - niektórzy nadal mają, ale nie jest już tak źle - musiał zmienić nazwisko. Jego prawdziwe to Spychalski, ale zmienił je na Chisholm, by dopasować się do brytyjskiego społeczeństwa. Henry wiedział, że naszym zdaniem Spychalski to bardzo fajne nazwisko, część jego rodziny pochodzi z Polski, dlatego wrócił do niego. Henry jest bardzo podekscytowany przyjazdem do Polski. Nie ma go tutaj, ponieważ udziela innego wywiadu gdzieś na mieście, chce jak najwięcej zobaczyć.

Członkowie zespołu HMLTD na scenie.

Wiem, że zostajecie do jutrzejszego wieczoru, będziecie mieli jeszcze czas, żeby zobaczyć miasto.

JD: Ja byłem tutaj właściwie przez cały tydzień. Widzieliśmy prawie wszystko, jest świetnie - kocham Gdańsk.

 

Po waszym występie w Groningen wiem, że nie zawsze wasze ubrania są w stanie przetrwać występ.

ZC: Na pewno nie kilka koncertów.

 

JD: Moje ubranie powoli już się rozpada.

 

Wasza garderoba musi być bardzo obszerna.

JD: Nasza garderoba jest wielka.

 

ZC: Wspólnie moglibyśmy pewnie zapełnić to pomieszczenie.

 

JD: Jak skończymy z zespołem, zaczniemy prowadzić sklep z odzieżą używaną.

 

Wiele zespołów ma własne marki.

ZC: Myśleliśmy o tym wcześniej. Moda jest dla nas czymś ważnym, więc musimy włożyć w to wiele uwagi, dojść do wspólnego zdania. Może się to wydarzyć pewnego dnia, ale nadal to bardziej pomysł niż coś, co zamierzamy zrobić w najbliższym czasie.

 

Chciałam kupić waszą EP-kę, ale jeszcze jej nie macie.

JD: Wydanie zajmuje strasznie dużo czasu. Żeby winyl został wydany, musisz mieć oryginalny egzemplarz, który później wysyła się do miejsca, gdzie na jego podstawie produkuje się pozostałe kopie. Ten oryginał został zarysowany, więc wszystkie wyprodukowane EP-ki miały wadę.

 

Nie!

JD: Wszystkie są zarysowane, więc musimy zrobić więcej, a to zajmuje trochę czasu.

 

ZC: W Londynie liczba osób, które zajmują się produkcją winyli jest bardzo mała, wszyscy pracują w malutkich studiach, ponieważ nikt teraz nie wydaje płyt w ten sposób. W dzisiejszych czasach jedynymi ludźmi, którzy kupują winyle są kolekcjonerzy lub DJ-e muzyki elektronicznej. To bardzo niszowy rynek.

Współpracowaliście z Justinem Tranterem z Los Angeles. Dlaczego wybraliście jego?

JD: Wysłał nam wiadomość. Zignorowaliśmy ją, bo ludzie cały czas wysyłają nam jakieś wiadomości. A później wysłał nam na Twitterze wiadomość publiczną. Sprawdziliśmy go i okazało się, że w ubiegłym roku wygrał nagrodę BMI Pop Songwriter of the Year. Zdecydowaliśmy się z nim współpracować i polecieliśmy do Los Angeles. Zobaczenie, jak powstają te wszystkie popowe piosenki było bardzo interesujące. Dzieje się to bardzo szybko i jest w tym dużo improwizowania.

 

Słuchałam dziś waszej EPki, jest tam piosenka "Pictures of You", która różni się od pozostałych. Możecie powiedzieć coś więcej na jej temat?

ZC: Różnica między tą piosenką a pozostałymi jest taka, że proces produkcji był inny. Wytwórnia zadecydowała, że ta piosenka będzie lepsza, jeśli wyślemy ją do producenta i on ją zrobi. Zazwyczaj pracujemy w studiu z ludźmi i stąd pochodzą nasze szalone pomysły produkcyjne. Tak więc wysłaliśmy kawałek do producenta, który odesłał nam utwór brzmiący trochę bardziej radiowo i popowo. Prawdopodobnie zdecydował, że będzie to brzmiało inaczej ze względu na autora tekstu [Justin Tranter - przyp. red.]. Nie mieliśmy dużo czasu, żeby odcisnąć piętno naszego piętno na tej piosence. Wróciliśmy z sesji w L.A. i wytwórnia chciała, żebyśmy wysłali kawałek do producenta jak najszybciej, chcieli mieć kolejny singiel. Nie pasuje to do reszty EP-ki, ale nadal uważam, że to dobra piosenka, tylko może w nieodpowiednim miejscu.

 

JD: Lubimy grać i łączyć różne gatunki muzyczne - rock z lat 70., techno... Mieszamy wiele różnych rzeczy. W przypadku tej piosenki chcieliśmy połączyć muzykę gotycką z nowoczesnym popem.

 

ZC: Myślę, że gdybyśmy mieli szansę wpłynąć na produkcję tej piosenki i zaangażować się w nią, to mogłaby współgrać z resztą EP-ki. Mogłaby być lepsza niż ostateczna wersja.

 

Nagrywacie w domowym studiu? O ile dobrze pamiętam to studio, w którym pracowaliście zostało zamknięte i musieliście poszukać nowego.

ZC: Tak, to prawda. Pracujemy w różnych studiach. Jest studio prób, gdzie ćwiczymy i piszemy, a także studio, w którym nagrywamy. Mieliśmy kiedyś studio, gdzie ćwiczyliśmy, które było otwarte przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale zostało zamknięte. Teraz ćwiczymy na małej powierzchni magazynowej i za każdym razem musimy przynosić swój sprzęt, rozstawiać się. Album nagrywaliśmy natomiast w RAK Studios, które jest całkiem fajne i znajduje się na północy Londynu. Myślę, że dodatkową produkcję i nagranie dodatkowych części zrobimy w domu. Właśnie wprowadziłem się do nowego miejsca, które ma fajną piwnicę, gdzie można pomieścić dużo sprzętu. Dobrą rzeczą w pracowaniu w ten sposób jest to, że możesz spędzić dużo czasu w jednym miejscu i nic cię to nie kosztuje. Jedyny problem to współlokatorzy, którzy będą musieli w kółko słuchać tej samej piosenki.

Członkowie zespołu HMLTD na różowym tle.

Graliście kiedyś koncert w czyimś mieszkaniu?

JD: Tak, zrobiliśmy to kilka razy. Ludzie bardzo dobrze się bawili, ale nie powinniście tego robić, bo mieszkania został kompletnie zniszczone i ktoś zadzwonił po policję. Może w Gdańsku można by było to zrobić, macie tu wspaniałe puste przestrzenie magazynowe.

 

ZC: O tym samym pomyślałem, gdy zobaczyłem tę przestrzeń (Plenum, gdzie mieścił się festiwalowy press room - przyp. red.). Można tu zrobić świetną imprezę!

 

JD: W Londynie nie ma żadnych pustych magazynów, to słabe.

 

Kiedy mieszkałam w Krakowie, zrobiliśmy taki koncert w mieszkaniu, na którym grały trzy zespoły. Przyszła policja i to był koniec imprezy.

JD: To zawsze problem. Brzmi to świetnie, ale w rzeczywistości policja pojawia się o dwudziestej drugiej.

 

ZC: Nigdy też nie brzmisz tak, jakbyś tego chciał, ponieważ to koncert w domu, bez dobrego nagłośnienia., ale idea jest super. Tylko teraz, kiedy mamy tyle sprzętu nie jest to coś, co moglibyśmy robić.

 

Chciałam was jeszcze dopytać o make-up. To sposób na ukrywanie prawdziwych siebie?

ZC: Zupełnie odwrotnie. Make-up pozwala nam być ekstremalną wersją siebie. Na scenie nie gramy jakichś postaci. Chodzi o to, żeby na scenie być sobą, najlepszą z możliwych wersji samego siebie.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce