"Slowly Comes" to ostatni utwór, jaki zrobiliśmy na płytę, powstał w momencie, kiedy myśleliśmy, że materiał na album jest już gotowy - opowiadają muzycy. - Całość tworzyliśmy z przerwami przez cztery lata, w czasie których cały czas uczyliśmy się produkcji i zabawy formą. "Slowly Comes" pojawiło się w momencie, kiedy najbardziej czuliśmy, że "już umiemy" i byliśmy zadowoleni z tego, jak to brzmi.
O charakterze premierowego kawałka i inspiracjach Jakub i Szymon opowiadają z kolei tak: Stylistycznie jest to numer dość przekrojowy. Mimo że to jedyny na płycie, w którym nie ma gitar, dobrze oddaje wiele naszych zainteresowań muzycznych naraz - jest trochę powagi i patosu, trochę tęsknoty, ale też sporo taneczności. Dla każdego kawałka mamy zawsze milion inspiracji, jest tu więc trochę nawiązań do Lorna czy Marka Pritcharda, ale też hołd dla dance-punkowości LCD Soundsystem czy The Rapture, a także dużo pomniejszych, długo by wymieniać. Dlatego uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli to "Slowly Comes" pójdzie w świat jako pierwszy singiel. W dodatku dość szybko powstał też koncept na teledysk , który jest trochę trawestacją mitu o Syzyfie - nawiązuje tematycznie do tekstów na całym albumie, inspirowanych absurdalizmem Camusa i nihilizmem Nietschego, a w szczególności motywem amor fati.