"Kamienie" powstawały cztery pełne lata. Może się wydawać, że to długo jak na aktywnie działający zespół, jednak biorąc pod uwagę różne okoliczności, które nas spotkały przez ten czas, bardzo się cieszymy, że w ogóle się ukażą - opowiada Tomek Kukliński, wokalista i autor tekstów.
Ten materiał powstawał w bólach, choć nie były to bóle artystyczne. Samo tworzenie nigdy nie jest w naszym przypadku procesem bolesnym czy ciężkim. Riffy, aranże, słowa przychodzą stosunkowo łatwo, ale życie pisze różne scenariusze, często także kompletnie nieprzewidywalne. Wyhamowała nas pandemia i lockdown, pożegnaliśmy dwóch wspaniałych muzyków, którzy dotąd stanowili o obliczu zespołu. Szukaliśmy kolejnych ludzi, a szukając ich, przez cały czas szukaliśmy także samych siebie na nowo. Wreszcie dołączyli do nas Tomasz i Michał. Gorycz dostała odpowiedni napęd, weszliśmy do studia i - można z całą pewnością stwierdzić - że każdy zrzucił wreszcie z barków swój Kamień.
Nie ukrywam, że płyta jest dla mnie osobiście bardzo ważna. Jest tym, czym byliśmy przez ostatnie cztery lata. Jest emocjonalna, może trochę dziwna, ale zapewniam, że nie ma na niej fikcji, nie ma oszustw. Jest tylko prawda. To zresztą jest nasz cel w tworzeniu. Sensem każdej sztuki powinna być prawda. Od prawdy sztuka się zaczyna i prawdy poszukuje. Muzyka, którą komponuje Przemek wypływa z głębokiego doświadczenia życia, jest płodem codzienności, w której żyjemy, z którą się borykamy jako dorośli mężczyźni. Podobnie jest ze słowami, które muzyce towarzyszą. Gorycz jest jak antydepresant, pozwala sobie jakoś radzić.