Obraz artykułu Pięć miłosnych hymnów na lato

Pięć miłosnych hymnów na lato

Lato to okres beztroski, radości i spontanicznych romansów. Zwłaszcza ten ostatni element daje się we znaki - zakochania, płomienne relacje, a przede wszystkim działanie pod wpływem impulsu i wichury myśli, gdy serce bije szybciej niż zwykle, a mózg działa na spowolnionych obrotach. Z tej okazji wybrałem pięć miłosnych hymnów idealnych na wakacyjne dni - takich, które zdadzą egzamin niezależnie od nastroju.

Blink-182 - "All of This"

Cofnijmy się do 2003 roku, by objąć myślami absurd zrodzony dookoła tego numeru - z jednej strony mamy Blink-182, czyli królów pop-punku, jeden z najmodniejszych zespołów w Stanach Zjednoczonych, przemawiający do ówczesnego pokolenia nastolatków. Z drugiej strony staje przed nami wymalowany i roztrzepany Robert Smith z The Cure. Czy można było zdecydować się na dziwniejszy crossover? Trudno powiedzieć, ale połączenie dwóch światów okazało się strzałem w dziesiątkę, a mroczny got i biały koleś w krótkich spodenkach przemówili tym samym językiem.

 

"All of This" to być może najbardziej wzruszająca piosenka w dorobku Kalifornijczyków, co jest zasługą nie tylko duetu DeLonge/Smith, ale także tekstu tak naiwny i ckliwego, że trudno pohamować łzy. Kiedy obaj wokaliści zarzekają się, że ta jedyna dziewczyna jest wszystkim, czego potrzebują i tym, o czym śnią, nabijanie się nie wchodzi w grę. Przekaz czaruje bezpośredniością i strzela w czułe punkty, a sprowadzona do roli tła linia melodyczna gitary wzmacnia nastrój. Płaczecie po koszu, którego dostaliście w piękny lipcowy dzień? Jeśli tak, to ten kawałek będzie pasował do waszego nastroju idealnie.

 

 

Młody Dzban - "Miętowa marihuana"

"Miętowa marihuana" mimo że jest jednym z najmocniejszych punktów "Ale się zjarałem, oto czajnik", skończyła jako bonus, ale dla fanów Młodego Dzbana ten numer to na pewno coś więcej niż jakiś tam dodatek. Wrocławski raper od zawsze miał reputację beztroskiego śmieszka, którego historie o jaraniu są w jakiś sposób błyskotliwe i celne, ale robione z puszczeniem oka - tak, by to jednak zabawa była główną osią całości, a nie rozedrganie emocjonalne.

 

Ten numer jest zupełnie inny, bo co prawda opowiada o jaraniu, ale znajdziecie w nim więcej wątków, a smażenie gibona służy podkreśleniu tego, co w życiu najważniejsze - miłości. Podmiot liryczny opisuje historię związku z długoletnią partnerką, a śledzenie kolejnych etapów relacji - od momentu, gdy byli jeszcze dziećmi, aż po wejście w dorosłość i napad na bank - potrafi wzruszyć. To wszystko jest zwyczajne, wręcz nudne i tendencyjne, takie jak ty i ja. Młody Dzban wie, że sercowe uniesienia nie muszą nęcić spektakularnością. To proste emocje działają najmocniej i na pewno zadziałają również na was.

 

 

Młody Dzban wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.

 

The National - "Slow Show"

Wybranie jednego klasyka o sercowych rozterkach z repertuaru The National nie należało do łatwych zadań. W pewnym momencie poszukiwań zacząłem rozważać bezcelowość tego zadania, postawienie zamiast tego na przynajmniej siedem utworów, ale ostatecznie "Slow Show" okazał się tym najbardziej dosadnym.

 

"Boxer", z którego pochodzi ten kawałek, jest albumem, na którym The National stoją w niewygodnym rozkroku. Po części wciąż znajdują się w lidze klubowej, dzięki czemu łatwo mogą łączyć koncertowanie z innymi zajęciami zarobkowymi, a po części coraz bliżej im do decydującego kroku w kierunku mainstreamu. Jak pokazał czas, zespół wybrała drugą opcję i duża w tym zasługa takich perełek jak "Slow Show".

 

Akordeon w refrenie, zapętlona partia akustyczna i monotonia wybijanego beatu oczywiście są tutaj istotne, ale czym byłyby bez tekstu? Wyobraźcie sobie wysoko postawionego pracownika korporacji, który wiedzie udane życie, ale jednocześnie nic go nie obchodzi. Twardo stąpa po ziemi, ale bywa fajtłapą. Któregoś razu idzie na imprezę firmową, upija się na smutno, a potem wraca do domu, gdzie budzi ukochaną, by powiedzieć jej: Hej, jestem ciamajdą, ale bardzo cię kocham, pamiętaj o tym. Gorzkie i urocze zarazem, jak całe The National.

 

 

Scrüda - "Barbarians of Love"

Czy metal grany przez typów wyglądających jak cosplayerzy "Mad Maxa", którzy przedawkowali wczesne Carnivore i Sadistik Exekution ma w sobie coś z miłości? Jak najbardziej! Powstała pod koniec ubiegłego roku gdańska Scrüda nie przełamuje muzycznych schematów i nie musi burzyć gatunkowych pomników - to prostacki death/crust z elementami black/thrashu. Ta muzyka ma przede wszystkim prowokować do niszczenia przedmiotów oraz zapewniać ożywczą adrenalinę, nic więcej.

 

Zupełnie inaczej wygląda to jednak od strony tekstowej, bo czy jacyś metalowcy zbudowali koncept materiału w oparciu o barbarzyńców i to jeszcze takich dostosowanych do dzisiejszych czasów? Oczywiście ludzie pierwotni są tylko środkiem wyrazu czy przestrzenią do operowania metaforami, ale tekst ilustrujący "Barbarians of Love" trafia w środek tarczy, mimo że pozornie sprawia wrażenie zabawnego.

 

Jeśli ktoś pokusi się o zgłębienie całego utworu, zauważy brak oczywistych rozwiązań. To odważne, by pod oldschoolowy death metal wrzucić manifest na temat tego, że mamy prawo kochać kogo chcemy, że jesteśmy wolni i na koniec wysłać pozdrowienia słuchaczom. Pomysł z pozoru niemożliwy do zrealizowania, ale trafiony i potrzebny w dzisiejszych czasach pełnych społecznych niepokojów.

 

 

Scrüda wystąpi podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.

 

Sun Kil Moon - "Lost Verses"

Mark Kozelek to problematyczna postać i to nie tylko ze względu na jego wybryki podczas koncertów. Niby w późnym etapie kariery odnalazł nową wersję siebie, ale przez to spowszedniał, zrobiło się go za dużo, znudził się i obecnie trudno brać go na serio.

 

Niemniej Kozelek musiał coś zmienić, bo od czasów Red House Painters aż po "Benji" Sun Kil Moon (czyli przez dwadzieścia sześć lat) jego twórczość składała się z kilku dobrze znanych elementów. Nawet jeśli wszystko działało jak w zegarku, twórca miał prawo poczuć znużenie. W efekcie od pewnego czasu jego muzyka jest jednym wielkim eksperymentem, w którym mieszają się neoficka fascynacja rapem, songwriting zbudowany ze strumienia świadomości i nadmiar treści. Czasami wychodzi to nieźle, ale częściej jest tak sobie, dlatego lepiej powspominać czasy, gdy Kozelek potrafił wejść w duszę słuchacza.

 

"April" to płyta kipiąca od emocji - szczera, ekshibicjonistyczna pod każdym względem, a przede wszystkim uniwersalna. Refleksje autora, które dają sto dziesięć procent wglądu w jego umysł bywają z reguły zaskakująco znajome, a "Lost Verses" to książkowy przykład na poparcie tej tezy. W niespełna dziesięć minut Kozelek prześlizguje się tutaj przez wątki miłości do bliskich, tęsknoty za rodzinnym domem i strachu przed nieoczekiwaną śmiercią, a wszystko to w realiach przedmieść gorącego Ohio latem. I jak tu się nie wzruszyć?

 

fot. Młody Dzban


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce