Decyzja, która zapadła wczoraj w nocy polskiego czasu to pokłosie konfliktu ciągnącego się od początku grudnia ubiegłego roku. Zaczęło się od oświadczenia wokalisty, Keitha Buckleya, który postanowił udać się na przerwę jeszcze przed zakończeniem zaplanowanej trasy koncertowej ze względu na potrzebę zadbania o zdrowie psychiczne. Kiedy jednak pozostali członkowie zespołu zamiast odwołać zbliżające się występy, ogłosili tymczasowe zastępstwa przed mikrofonem, rozpętało się piekło.
Buckley wydał kolejne oświadczenie, w którym przekonywał, że jakiś czas temu zasłyszał rozmowę własnego brata, Jordana (gitarzysty Every Time I Die) na temat chęci trwałego zastąpienia go, a zapowiedzi występów w zmienionym składzie uznał za potwierdzenie. Podróżowanie oddzielnie, z dala od alkoholu i zachowania tych, którzy wybrali picie dało mi spokój ducha i dzięki temu stałem się najlepszym muzykiem, jakim kiedykolwiek byłem - twierdził wokalista. - Ostracyzm w zespole, który tworzyłem przez dwadzieścia lat dyktowany tym, że podjąłem decyzję, aby zrobić wszystko na drodze do pozostania dobrym człowiekiem bardzo boli.
Wczorajsze oświadczenie Andy'ego Williamsa, Jordana Buckleya, Stephena Micciche'a i Claytona Holyoaka ostatecznie przekreśla możliwość kontynuowania współpracy. Można w nim przeczytać o braku możliwości nawiązania komunikacji z Keithem Buckleyem, a także zdecydowane zaprzeczenie doniesieniom o planach wykluczenia go ze składu zespołu. W komentarzu na Twitterze Jordan Buckley zaznaczył jednak, że nie wyklucza dalszej działalności z pozostałymi byłymi muzykami Every Time I Die poza swoim bratem, ale najprawdopodobniej pod nowym szyldem. Całe oświadczenie znajdziecie TUTAJ.
Jedyny pozytyw może być w tej sytuacji taki, że gitarzysta Andy Williams będzie miał więcej czasu dla swojej drugiej pasji - wrestlingu. Przez ostatnie trzy lata walczył w ringu All Elite Wrestling pod pseudonimem Butcher, ale plany związane z muzyką zmusiły go do chwilowej przerwy.