Jeżeli w trakcie lektury tego tekstu macie w głowach wizję muzyki przeznaczonej wyłącznie dla wąskiego grona bardzo specyficznych odbiorców, już "Sid Vortex" - drugi utwór z albumu "Reality Check" - powinien zmienić wasze nastawienie. Nawiązanie do brzmienia znanego ze starych komputerów jest oczywiste, ale towarzyszy mu mocny, bardzo współczesny bit, który nie pozostawia wątpliwości, że przeszłość służy tu za inspirację, a nie za ideał, do którego trzeba się jak najbardziej zbliżyć. Momentami syntezatorowa symfonia przywołuje skojarzenia z witch housem ("Insomnia"); kiedy indziej otrzymujemy brzmienie bliskie kompozycjom midi, którymi Nobuo Uematsu uświetnił grę "Final Fantasy VII" ("Impulse"); a w jeszcze innych przypadkach duża liczba nałożonych na siebie ścieżek niemalże imituje pełen zespół ("Being Human"). Golczewskiego nie można więc sklasyfikować zaledwie jako twórcę retro-elektroniki. W jego twórczości słychać znacznie więcej fascynacji, których kombinacja nie jest ani przesadnie udziwniona, ani przekombinowana.
Myślę, że na swój sposób mogę w dość dużym stopniu zmienić percepcje widza w odniesieniu do tego, co dzieje się na ekranie.
Wojciech GolczewskiNic więc dziwnego, że Golczewski nie marzy o angażu przy wysokobudżetowych blockbusterach, a zamiast tego zapełnia prywatne archiwum utworami stworzonymi pod nieistniejące filmy. Ilość trzymanych w szufladzie pomysłów spowodowała, że w 2016 roku nadszedł wreszcie czas, aby je opublikować. Tym razem bez zależności wizualnych. "Reality Check" powstało w dwa tygodnie w marcu 2015 roku, także poleżało ponad rok zanim zostało wydane. "End Of Transmission" napisałem w tydzień, w kwietniu 2016 roku. Tak akurat się zbiegło, że miałem przerwy między filmami, troszeczkę zaczęło mi doskwierać pisanie tylko pod kogoś i zdecydowałem się spróbować wrócić do czegoś swojego.
Kiedy zaczynałem swoją przygodę z muzyką filmową, chciałem się wykazać, pisząc skomplikowane motywy, na ile mnie było stać z racji ograniczonego talentu - wspomina Golczewski. - Później przyszła refleksja, przestało mi zależeć na zdobywaniu ludzi w ten sposób, stwierdziłem, że często proste środki są najlepsze i tak mi zostało. Czasem kawałek jest bardzo prosty, czasem są to ciut bardziej skomplikowane aranżacje. Nie myślę nad tym w fazie pisania. Kiedyś pisałem kawałek w dwie godziny, a później siedziałem i próbowałem tysiące rzeczy przez tydzień. Teraz po prostu piszę, zostawiam i ewentualnie wracam, by zakończyć albo i nie wracam. Na pewno już nie przeciągam tego w nieskończoność, martwiąc się o każdy mały detal.
"End of Transmission" - drugi album wydany w 2016 roku - znacznie bardziej przypomina filmową ścieżkę dźwiękową, ale powodem może być to, że poznańskiemu muzykowi po prostu łatwiej się komponuje, gdy ma w głowie konkretne obrazy. Jeżeli nie dostarczają ich reżyserzy i producenci, robi to wyobraźnia. Niestety rodzima branża wciąż pozostaje zamknięta na tego rodzaju pomysły. Nie ma wielu projektów filmowych, interesujących projektów. Filmów nie kreci się zbyt wielu, z reguły są "obsadzane" tymi samymi ludźmi, ciężko jest się wcisnąć bez znajomości. Ja nie jetem typem człowieka próbującego gdziekolwiek wciskać się na siłę, sam nikt niczego mi nie zaproponował, zresztą myślę, że nikt nie wie o moim istnieniu, wiec jest jak jest. Na pewno są filmy, które fajnie byłoby zrobić w Polsce, ale nic na siłę. Niestety większość to rzeczy typu "Listy do M." czy inne komedie, a to nie moje klimaty. Swego czasu zastanawiałem się, czy nie skontaktować si z producentami "Ostatniej Rodziny", ale szybko porzuciłem ten pomysł. Na pewno tego typu produkcje to coś, czego chętnie bym się podjął.
Golczewskiego nie można więc sklasyfikować zaledwie jako twórcę retro-elektroniki. W jego twórczości słychać znacznie więcej fascynacji.
Roli muzyki w filmie nie można nie doceniać. Theodor Adorno pisał o niej z pogardą, przekonując, że jej jedynym celem jest wykorzystywanie schematów do interpretowania akcji dla mniej inteligentnych widzów, ale zarzut ten można łatwo przemienić w atut. Myślę, że na swój sposób mogę w dość dużym stopniu zmienić percepcje widza w odniesieniu do tego, co dzieje się na ekranie - przekonuje Golczewski. - W kilku ostatnich filmach mieliśmy sceny, które całkowicie zmieniły swój charakter przez muzykę. Było to przedmiotem jakiejś tam walki z mojej strony, choć wiadomo, że to reżyser i producent mają być zadowoleni, ale trzeba próbować. Jest w moim ostatnim filmie scena końcowa, którą totalnie zmieniłem w porównaniu do tego, jak ona miała pierwotnie wyglądać. Teraz, czytając recenzje i to, jaki wrażenie wywarła na ludziach, czuję dużo satysfakcji.
Miejmy nadzieję, że polska branża filmowa w końcu odkryje Wojciecha Golczewskiego, a nawet bardziej, że odkryje tworzenie produkcji, do których jego muzyka w naturalny sposób pasowałaby. On sam na ścieżkach dźwiękowych nie poprzestaje jednak, a poza albumami rozważa także występy na żywo.