Obraz artykułu 5 płyt, które zrujnują wam resztę dnia

5 płyt, które zrujnują wam resztę dnia

Za oknem szaro i zimno, liczba zakażeń koronawirusem wciąż wzrasta, wprowadzane są kolejne obostrzenia - najbliższa przyszłość znowu staje się wielką niewiadomą. Zajęcie się czymś przyjemnym mogłoby w najprostszy sposób pozwolić na odreagowanie, ale można pójść też w przeciwnym kierunku - rozładować napięcie przy pomocy terapii ekstremalnej, wyjść emocjom naprzeciwko.

Do pokonywania wewnętrznych niepokojów potrzeba odpowiednio dopasowanej ścieżki dźwiękowej, a jeżeli nie macie jeszcze własnej, to poniżej znajdziecie pięć albumów, które dostarczą emocjonalnego katharsis i pozwolą na wycieczkę w najmroczniejsze zakamarki ducha.

 

Low - "I Could Live in Hope"

Tytuł płyty sumuje jej zawartość - podmiot liryczny mógłby żyć w nadziei, ale przez stale rzucający kłody pod nogi los, nadziei w nim brakuje, została jedynie pustka. Może to brzmieć pretensjonalnie, ale Low potrafi przekuć surowe emocje na muzykę bez popadania w przesadę. Twórczość duetu cechuje wyczucie smaku - jeśli mają uchwycić beznadzieję, to dokonują tego powoli, rozkładając pomysły na stół i nie uderzając z teatralną kulminacją. Wiedzą, że ciężkie chwile najczęściej przeżywa się w poczuciu bezsilności i zobojętnienia, a "I Could Live In Hope" świetnie te nieprzyjemności ilustruje.

 

Za autentyzmem tego krążka przemawia przede wszystkim jego wycofanie. Low nie potrzebuje oceanu łez czy bezpośredniego komunikowania, jak bardzo jest źle. Alan Sparhawk i Mimi Parker wiedzą, że oszczędny opis negatywnej sytuacji znaczy więcej niż próby przemienienia jej w tomik poezji. Akordy snują się tutaj powoli, sekcja rytmiczna odgrywa szereg najprostszych patentów w nieskończoność, a do przejścia z jednego tematu melodyjnego do drugiego czasami w ogóle nie dochodzi, czego nie sposób uznać za wadę, bo Low z rozleniwienia uczyniło główny motor napędowy swoich piosenek i element przyciągający słuchaczy.

W "Words" sekwencja kilkudźwiękowych gitarowych zagrywek w rozmytej osnowie tworzy spójną całość z wokalnym dwugłosem zawieszonym na skraju rezygnacji, a "Lullaby" przybija do betonu zarówno tak dołującą melodią, że trudno nie uronić łzy, jak i przepełnionym żalem tekstem - gdy Parker z bólem oświadcza, że nie chciała doprowadzić ciebie do płaczu, ale nie podołała temu zadaniu, wzruszenie wygrywa. Tak to się robi - bez scen, bez sztucznego zwracania na siebie uwagi, sama esencja.

Oklou - "Galore"

Na najnowszy mixtapie Oklou bierze słuchaczy za rękę i zabiera ich do krainy łagodności. Piosenki z "Galore" są ultra-atłasowe, a ich punkt wyjścia najczęściej stanowią klawiszowe pejzaże, które nie mają w sobie nic z nachalności - delikatnie kreślą pierwszy plan muzyki oraz równie subtelne beaty. Ale to tylko pozory, nie dajcie się zwieść.

Marylou Mayniel nie popada w egzaltację, te numery - mimo ładnego brzmienia - zwyczajnie potrafią złamać serce. Niepokój wzbudzają już same teksty, w których artystka prześlizguje się pomiędzy tematami zagubienia i poszukiwania własnej drogi, dołącza do nich niepokojące wersy, jak chociażby ten z "Fall", gdzie śpiewa, że musi upaść. W "Rosebud" przekonuje natomiast, że chociaż jest w biegu, to nie ma konkretnego celu, a jej niepewność podbija eteryczny beat z fortepianowymi detalami, które skłaniają bardziej do zalęgnięcia się w łóżku niż do potańczenia w klubie.

 

Powierzchowna zwyczajność "Galore" to największy atut tego krążka. Po pierwszym przesłuchaniu może się wydawać zaledwie przyjemną mieszanką popu z elektroniką, ale przekopywanie się przez kolejne warstwy zmienia sposób jego postrzegania. Świetnie udowadnia to "God's Chariot", gdzie partie wokalne Oklou suną przez syntezatorowy ciąg niemal filmowych melodii i podtrzymujące go proste beaty. Niby oczywiste środki wyrazu, a jednak połączone w odpowiedni sposób dają świetne efekty. Brzmi mało przekonująco? W takim razie zwróćcie uwagę na kawałek tytułowy, zbudowany w oparciu o głos i asystujące mu uderzenia w klawisze - dzięki oszczędności, artystka skomponowała utwór urzekający prostotą. Najnowszy materiał francuskiej self-made-woman może nie zabiera w podróż przez zakamarki życiowego piekła, ale wprowadza w stan głębokiej melancholii, której osiągnięcie wzbudzi chęć ciągłego wpatrywania się w widok za oknem.

Nick Cave & The Bad Seeds - "Skeleton Tree"

To nie jest najlepsza płyta Cave'a i Złych Nasion. To wręcz jedno z ich słabszych wydawnictw, ale na żadnym innym człowiecza twarz australijskiego pieśniarza nie przebija się tak wyraźnie. Cave nigdy nie pisał wesołych piosenek, bo zwyczajnie to do niego nie pasowało. Rozstrzał nastrojów w jego twórczości rozciągał się od rojeń heroinisty w używkowym cugu aż po pana w średnim wieku opisującego życiowych rzezimieszków i nieudanych romantyków, ale to tylko maski i kreacje. Na "Skeleton Tree" widzimy go nagiego - bez szykownego garnituru, bez wąsa w typie amerykańskiego gliniarza. Jest tylko on i próba opowieści o tym, jak najboleśniejszy strzał w serce zmienił mu życie i co z tym życiem dalej zrobić, skoro pozornie straciło ono sens.

 

Mówi się, że najstraszniejszą wizją rodzica jest możliwość przeżycia własnego dziecka, a albumem z 2016 roku Cave udowodnił słuszność tego stwierdzenia. Wystarczy zresztą ten krążek zestawić z o cztery lata starszym "Push the Sky Away", by zrozumieć, jak bardzo uleciało z Cave'a wszystko, co mogłoby podnosić odbiorców na duchu. Nie znajdziecie tutaj erotycznego napięcia, zmyślnej pracy smyczków czy aranży, które w połączeniu ze zróżnicowanymi sposobami ekspresji głosu można by godzinami analizować. "Skeleton Tree" to przenikliwa i wyjątkowo dotkliwa pustka.

Cave właściwie bardziej mówi tutaj niż śpiewa, a sekundują mu przy tym pojedyncze uderzenia w klawisze fortepianu, wznoszące się i opadające elektroniczne drony czy skrzypce w ograniczonych ilościach. Wszystkiego ma być mało, bo o takich sytuacjach opowiada się bez nadmiaru środków ekspresji. Całość tej przykrej podróży najlepiej sumuje fragment "Distant Sky", gdzie podmiot liryczny skarży się: Mówili nam, że nasi bogowie nas przeżyją/Mówili, że nasze marzenia nas przeżyją/Ale kłamali. Jak tu się nie rozpłakać?

Silver Mt. Zion - "He Has Left Us Alone but Shafts of Light Sometimes Grace Corners of Our Rooms"

Tytuł tego albumu brzmi jak wpis z nastoletniego pamiętnika, ale nie myślcie sobie, że powstał pod batutą niestabilnego emocjonalnie chłopca. Być może nie powstał smutniejszy album, na którym twórcy tak bardzo upajają się w swoim rozgoryczeniu, ale nawet przy epatowaniu złymi emocjami, należy zachować umiar - tak, by słuchacz nie zachłysnął się jednostajnością. Jeśli więc ktoś próbuje iść na całość i nie dawać chwili wytchnienia, musi liczyć się z tym, że albo wyda dzieło epokowe, albo coś, co brzmi jak niezamierzona parodia. Krążek Silver Mt. Zion szczęśliwie wpada do pierwszej z tych kategorii.

 

"He Has Left Us Alone..." jest rezultatem smutku, jaki towarzyszył Efrimowi Menuckowi po śmierci psa (wabiącego się Wanda) i nie będę ukrywał, że gdybym sam był tym zwierzęciem, merdałbym ogonem na myśl o tak znakomicie złożonym hołdzie na moją cześć. Ten album jest już klasykiem post-rocka, łączy jego esencjonalne elementy w dzieło trudne w odbiorze, wymagające, a jednocześnie złotymi zgłoskami zapisane w gatunkowych annałach. Utwory zawarte na tym wydawnictwie opierają się na eksploracji kilku dźwięków rozciągniętych do kilkunastu minut, a oszczędność nie oznacza w tym wypadku braku pomysłów, lecz eksponowanie najciekawszych z nich. Najlepiej udowadnia to "13 Angels Stand Guard 'Round the Side of Your Bed" - ambientowe klawiszowe smugi, rzężenie gitary w tle i przede wszystkim nieustannie zapętlona partia wiolonczeli o najmroczniejszym wydźwięku, jaki możecie sobie wyobrazić. Dobrym reprezentantem materiału jest także odrobinę bardziej dynamiczny "Sit in the Middle of Three Galloping Dogs" - przy zachowaniu podobnych składowych do "13 Angels...", podbito w nim tempo i nałożono subtelne partie perkusyjne, dodając jednocześnie więcej dramaturgii.

Legendarny Afrojax - "Anarcho Porno Gran Turismo"

Nie przecierajcie oczu ze zdziwienia - to naprawdę ten sam Afrojax, którego znacie chociażby z Afro Kolektywu czy Gimnastyki Artystycznej. Mogłoby się wydawać, że polski hip-hop nie obfituje w płyty przypominające soundtrack do podcinania żył, bo faktycznie tak nie jest, ale Afro skutecznie burzy ten obraz.

 

"Anarcho Porno Gran Turismo" wyróżnia się od strony muzycznej na tle czterech wcześniej wytypowanych albumów - nie ma tutaj zawodzących smyczków, nie ma zestrojonej gitary wygrywającej parę dźwięków ani umęczonego wokalisty. Jest w tych ponad dwudziestu kawałkach spora dawka energii, a "Twój pusty łeb" sprawdziłby się chociażby na którejś z wixapolowych imprez. Można tutaj znaleźć nawet humor, a obok niego sowitą dawkę fekaliów, rzygowin oraz innych wydzielin, ale... Te wszelkie obrzydlistwa są widoczne tylko na powierzchni. Pod nią znajdują się znacznie bardziej dotkliwe doświadczenia niż swąd ekskrementów.

Michał Hoffmann zapewnił sobie tym albumem terapię szokową i niewątpliwie wciągnął do niej niejednego słuchacza, na którym brutalne opisy psychicznych rozterek musiały zrobić duże wrażenie. W "Pato Hemingway & Skato Hemingway" już na samym początku słyszymy, że rodzice rapera nie są dumni z tego, co wyrosło z dziurawej gumy, co samo w sobie brzmi aż nazbyt bezpośrednio, ale to nie koniec. W "Kto mi dał uprąż" dostajemy po twarzy frazą: Mógłby się pienić i wrzeszczeć, lecz wie, że wiele to nie da, która chyba najlepiej sumuje bezkres beznadziei wylewający się z tego krążka. Afrojax nigdy nie pisał piosenek z pozytywnym przesłaniem i nawet dopieszczone utwory Afro Kolektywu emanowały skrajnym pesymizmem, ale dopiero na "Anarcho Porno Gran Turismo" wyrzygał ze swojej duszy wszelkie brudy. Bez wątpienia był to proces bolesny, bez wątpienia zostawił rysy na psychice, ale dla takiego efektu warto się rozedrzeć.

Oklou i Legendarny Afrojax (w projekcie Gimnastyka Artystyczna) wystąpią podczas Soundrive Festival 2022 (9-13 sierpnia 2022 roku), więcej informacji TUTAJ.

fot. Manuel Obadia-Wills (Oklou)


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce