Metal przez lata zdominowany był przez białych facetów - zarówno na scenie, jak i przed nią - ale chyba w ostatnich latach zaczęło się to zmieniać?
Zmienia się, ale ważne, żeby zmieniało się w sposób naturalny. Kiedy na przykład pracujemy nad własną trasą, nie mówimy: Musimy zabrać ze sobą zespół, w którym jest kobieta albo ktoś o innym kolorze skóry. Wszyscy w zespole mamy różne pochodzenia - meksykańskie, żydowskie, irlandzkie - ale kiedy na nasz spojrzysz, to po prostu jesteśmy bandą białych kolesi, co nie znaczy jednak, że mamy jakiekolwiek przywileje. Czasami odkrywamy jakieś ciekawe, ciężko pracujące, świeże zespoły i nie ma wtedy znaczenia, czy stoją za tym osoby homoseksualne, czy heteroseksualne, czarne czy białe. Z drugiej strony zdarzają się zaangażowane zespoły, którym wydaje się, że zmienią świat i pragną dobra dla wszystkich, ale tak naprawdę chcą czegoś lepszego tylko dla siebie. Moim zdaniem granicą jest mówienie innym, jak mają postępować. Oczywiście takie zachowania przejawiają zazwyczaj osoby ze skrajnej prawicy, a przecież kolor skóry albo to, co sobie wtykasz między nogi nikogo nie krzywdzą. Nie będziemy grać czy rozmawiać z zespołami, które tak się zachowują, ale z drugiej strony nie będziemy też wdawać się w politykę. Wszyscy są mile widziani na naszych koncertach, a jeżeli przez kogoś będziesz czuć się niekomfortowo, powiedz nam o tym, bo musimy jakoś tę sytuację rozwiązać.

Jeżeli jesteś na naszym koncercie, widzisz kogoś i myślisz sobie: Nie wydaje mi się, że ta osoba powinna tutaj być, zatrzymaj to dla siebie. To mój zespół, a ja nie chcę być kolejnym białym, dla którego najważniejsze są kasa i sukces. Wolę zrobić coś, z czym będę czuł się dobrze i odnieść porażkę.

Na dużych festiwalach dobrze widać, na jakim etapie rozwoju jest dane państwo, ale jest to dość podchwytliwe, bo przecież na przykład w Polsce zawsze będzie przewaga białych, tak po prostu wygląda tamtejsze społeczeństwo. W Europie patrzy się na to zupełnie inaczej - na przykład człowiek z Polski i człowiek z Hiszpanii wyglądają zupełnie inaczej, choć obydwaj są biali, zauważa się różnicę etniczną pomiędzy nimi. W Ameryce biały to biały. Nie ma "białych Irlandczyków" i "białych Włochów", jesteśmy po prostu cholernymi białasami. Nie mam więc żadnego problemu z tym, że w Polsce na koncercie pojawią się głównie biali ludzie, mam problem jeżeli pojawiają się biali rasiści i banda homofobów. Ktoś mógłby się oburzyć i zapytać, dlaczego mam problem akurat z takimi ludźmi, a nie z radykalnymi muzułmanami, odpowiedź jest prosta - z taką publiką nigdy nie mieliśmy do czynienia. Moje życiowe doświadczenia związane są z chrześcijaństwem i hipokryzją stojącą za kościołem. Przemoc, którą widzę na co dzień w Ameryce częściej jest związana z chrześcijaństwem niż z islamem. Nie mamy więc żadnego problemu z białymi kolesiami na naszych koncertach, chcemy po prostu, żeby każdy czuł się na nich bezpiecznie i żeby każdy czuł, że może brać w nich udział. Jeżeli jesteś na naszym koncercie, widzisz kogoś i myślisz sobie: Nie wydaje mi się, że ta osoba powinna tutaj być, zatrzymaj to dla siebie. To mój zespół, a ja nie chcę być kolejnym białym, dla którego najważniejsze są kasa i sukces. Wolę zrobić coś, z czym będę czuł się dobrze i odnieść porażkę.

Trudne do rozstrzygnięcia jest też to, czy powinniśmy słuchać muzyki artystów, którzy dopuszczają się nagannych czynów. Uwielbiam muzykę Deathspell Omega czy Young and in the Way, czy nawet Michaela Jacksona, ale mam problem z tym, że odsłuchując ich chociażby przez Spotify, jednocześnie wspieram ich finansowo.
Masz rację i bardzo dobrze, że wymieniłeś Michaela Jacksona razem z Deathspell Omega. Jackson był potworem i kiedy teraz słyszę jego muzykę w jakimś publicznym miejscu, aż mnie skręca. Nie znaczy to jednak, że te utwory przestały mi się podobać, ale ciężko jest zaakceptować fakt, że tak wspaniałą muzykę tworzyło takie ścierwo. Każdy musi poradzić sobie z tym sam, ale masz rację, że chociaż chcesz słuchać tej muzykę, wolisz jej nie wspierać. Nie dawajcie takim zespołom pieniędzy, nie namawiajcie innych do słuchania tych albumów, po prostu róbcie to w domowym zaciszu. Ciężko jest wspierać coś, co ma tak paskudną historię, ale nie oznacza to, że walory rozrywkowe takiej muzyki automatycznie zostają wymazane.

 

Z perspektywy dużych festiwali innym problemem może być wkrótce brak potencjalnych headlinerów - niewiele współczesnych zespołów ma tak wielu fanów, jak Iron Maiden czy Slayer. Czy to wynika z tego, że trzydzieści lat temu było znacznie mniej muzyki niż dzisiaj?
Na pewno trudniej było znaleźć więcej muzyki i na pewno była większa konkurencyjność. Zespoły często nie dogadywały się z innymi zespołami, bo czuły się zagrożone ich sukcesem. Wydaje mi się, że takie postawy wciąż są obecne, a takim zespołom, jak nasz bardzo ciężko jest pojechać na trasę z kimś większym. Gramy już od dziesięciu lat i dopiero teraz pojawiają się możliwości występów z Lamb of God czy High on Fire. Nie wynika to jednak z tego, że sami nas wyszukali, niestety niewiele zespołów uważa, że przekazanie pałeczki na tej scenie to coś ważnego. Lamb of God może być akurat traktowane jako wyjątek, mają do tego świetne podejście. Randy [Blythe - wokalista] interesuje się nowym zespołami, sprawdza je bardzo skrupulatnie i chce dawać innym szanse na swoich trasach. Nie mam oczywiście niczego przeciwko Slayer czy Metallice i rozumiem, jak to się odbywa. Największe zespoły biorą na trasy tylko te trochę mniej znane, czyli grające od piętnastu-dwudziestu lat, te z kolei biorą jeszcze młodsze i rzadko można tę kolejność przeskoczyć. Zaraz doczekamy się jednak zmiany warty. Slayer już zapowiada koniec działalności, Metallica pewnie niedługo zrobi to samo, a następnym dużym amerykańskim zespołem będzie pewnie Lamb of God, co daje mi nadzieję, bo mamy z nimi dobre relacje [śmiech]. Może kiedyś to my będziemy nosić koronę po nich... Tak ta branża działa, czy mi się to podoba, czy nie. Dużo zależy od znajomości, wkupywania się na koncerty, grania na festiwalach o bardzo wczesnych porach dnia, dla garstki osób i nie mam z tym problemu, rozumiem ten mechanizm.

Koncert zespołu "Power Trip".

Chyba najgorszą z tych praktyk jest właśnie wkupianie się na koncerty. To paskudna praktyka, kiedy większy zespół chce od mniejszego pieniędzy za wspólne koncerty.
Niestety zespoły pozwalają agentom na to. Uważam, że to złe i chciwe. Moja rada jest tylko taka, żeby nie korzystać z takich propozycji. Wiem, że potrzeba grania dla większej publiczności jest czasami nie do odparcia, ale tej publiczności tak naprawdę wcale nie będziesz obchodzić. Graliśmy takie koncerty i nic z tego nie wynikało. Czasami przykre jest, kiedy zespół, który niczego nie osiągnął staje się nagle popularny, bo na przykład mają wokalistę, który kiedyś śpiewał w jakiejś bardziej znanej kapeli. Bywa, że takie grupy mają podpisane kontrakty, agentów, managerów i nakręcone teledyski jeszcze zanim po raz pierwszy wyjdą na scenę. My przeszliśmy zupełnie inną drogą - sami nagrywaliśmy nasze demówki, rozsyłaliśmy maile z prośbami o możliwość wystąpienia i za wszystko płaciliśmy z własnych kieszeni. Wydaje mi się, że zespoły, które tak ciężko pracują, powinny mieć więcej możliwości do zaprezentowania się. Zbyt często brak znajomości i podobne zakulisowe rzeczy mają wpływ na obecność zespołów na dużych scenach, to nie jest w porządku. Jest takie określenie "industry plant" [zespół czy artysta przedstawiany jako "alternatywny", a tak naprawdę sterowany przez dużą wytwórnię] i jest takich kapel całe mnóstwo dookoła. Nagle się pojawiają i jeżdżą w duże trasy, ale równie szybko znikną. Wmawianie komuś, że coś jest dobre nigdy nie działa na dłuższą metę. My naszą bazę fanów budowaliśmy stopniowo i dlatego dzisiaj możemy grać na festiwalach w Europie.

I wystąpicie również na Mystic Festival w Polsce, ale to nie będzie wasz pierwszy koncert tutaj.
Koncert w Polsce na trasie z Trivium był jednym z moich ulubionych. To był jeden z najlepszych koncertów, jakie zagraliśmy. Polacy to dobry przykład ludzi o szerokich zainteresowaniach muzycznych - sam wspomniałeś, że lubisz słuchać i Deathspell Omega, i Michaela Jacksona, co świadczy o tym, że masz szerokie zainteresowania. Dla nas to wiele znaczy, bo dzięki temu wiemy, że możemy zaryzykować i jechać na trasę z Trivium, które nie brzmi podobnie do nas, ale nikomu nie będzie to przeszkadzało. Nawet jeżeli gramy w jakimś maleńkim miasteczku w Niemczech, gdzie nikt podobnej muzyki nigdy nie słyszał.

 

Na Mystic Festival usłyszymy już nową muzykę?
Przynajmniej jeden utwór na pewno. Nagraliśmy "Hornet's Nest" dla Adult Swim - nie ma go jeszcze na żadnym wydawnictwie, to singiel dla radia i telewizji, ale grywamy go na koncertach i na najbliższych występach w Europie też będzie można go usłyszeć.

Power Trip wystąpi na tegorocznej edycji Mystic Festival wraz z między innymi Kingiem Diamondem, Emperor, Testament, Carcass czy Vltimas. Więcej informacji TUTAJ.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce