Obraz artykułu Naphta: Recenzje uświadamiają mi podświadome cele

Naphta: Recenzje uświadamiają mi podświadome cele

 

Paweł Klimczak tworzy między innymi pod szyldem Naphta, a na zeszłorocznym albumie ("Naphta and the Shamans") posłużył się tradycyjnymi instrumentami oraz inspiracjami Afryką i dubem. O pisaniu muzyki i pisaniu o muzyce, o dawnych inspiracjach metalem i przyszłych planach Klimaczak opowiedział w rozmowie z Michałem Wieczorkiem.

Michał Wieczorek: Dlaczego nie tylko tworzysz muzykę, ale też o niej piszesz? Co było pierwsze?

Paweł "Naphta" Klimczak: Od zawsze pisałem o muzyce. Zanim poważniej zacząłem myśleć o robieniu muzyki, już o niej pisałem. Nie mogę się powstrzymać od tej aktywności. To zresztą bardzo dobrze współgra z robieniem muzyki, bo bardzo łatwo przestać słuchać innej muzyki niż swoja własna, z powodu braku czasu albo ochoty. Dzięki pisaniu, mam cały czas powód, żeby eksplorować nowe gatunki czy sprawdzać nowości. Oczywiście wiążą się z tym sytuacje z pogranicza konfliktu interesów, ale to cecha tej branży. Muzyka jest dla mnie najważniejsza i cieszę się, że mogę z nią obcować w krytyczny sposób, co daje mi też dystans w tej drugiej odsłonie mojej działalności.

 

Jaki wpływ ma to twoją muzykę?

Rzucasz podkręcone piłki [śmiech]. W sumie nie zastanawiałem się nad tym. Na pewno nie jest tak, że da się to oddzielić. Kiedy tworzy się muzykę bez wcześniejszych założeń, to działa wyłącznie gust twórcy, podświadomość i wszystko to, czego słuchał wcześniej. Nie zamykam się na wcześniejsze inspiracje, bo one i tak będą gdzieś wychodzić. To, na ile możemy się oddzielić od naszej muzycznej podświadomości, tego gigantycznego zbioru rzeczy, których słuchało się całe życie, zahacza już o psychologię muzyki.

A to działa też w drugą stronę, czyli to, że jesteś twórcą wpływa na twoją działalność jako krytyka?

Absolutnie tak, ale również ciężko powiedzieć dlaczego. Na pewno jakiś wpływ ma, ale nigdy nie byłem wyznawcą teorii obiektywnego postrzegania muzyki. Można, a nawet do pewnego stopnia powinno, patrzeć na nią bardzo technicznie, przyglądać się jej pod względem kompozycyjnym, ale ostatecznym, estetycznym sędzią tej muzyki są emocje.

 

Oczywiście emocje nie uniemożliwiają krytycznej oceny. Jeśli coś mi się nie podoba albo jest w stylu, który nie pasuje do mojego gustu, to i tak staram się spojrzeć na to, czym to chce być i czy spełnia swoje założenia. Każda muzyka realizuje jakiś cel, często bardzo abstrakcyjny. Wydaje mi się, że jedną z funkcji krytyki muzycznej jest ich odczytywanie. Może to prowadzić do pomyłek interpretacyjnych, ale na styku analizy założeń dzieła, odczytywania kontekstów i własnego gustu oraz emocji rodzi się wartościowa krytyka.

 

A czy miałeś sytuację, że ktoś starał się odgadnąć, jaki jest cel twojej muzyki, ale doszedł do zupełnie innych wniosków?

Oczywiście zdarzało się to. Bywa też, że moje intencje są czytelne. Tak było przy okazji "Naphta and the Shamans". Niektóre recenzje nawet uświadomiły mi cele, które pojawiły się podświadomie.

"Naphta" na scenie,

Czyli warto czytać recenzje swoich płyt?

Jasne, powiem więcej, myślę, że nawet ci, którzy mówią, że nie czytają, robią to po kryjomu. Mimo tego że muzykę robię dla siebie - w tym sensie, że nie myślę podczas procesu twórczego o publiczności - zdaję sobie sprawę, że trafia do innych ludzi i warto wiedzieć, jak na nią reagują. Nie tylko czytając recenzje, ale też rozmawiając, słuchać opinii słuchaczy. Rozmowa o własnej muzyce może być bardzo inspirująca, szczególnie w gronie ludzi, którzy albo sami tworzą muzykę, albo o niej piszą.

 

Czytanie recenzji swojej muzyki pozwala mi też sprawdzić, czy wspomniane wcześniej cele są czytelne. Bardzo mi się podobało to, że bardzo dużo ludzi słuchało "Naphta and the Shamans" jako jednej całości, bo ta płyta kieruje się pewną narracją. Zresztą podobnie było w przypadku mojego debiutu, gdzie historia była wprost opisana z tyłu płyty. Przy ostatniej płycie inspirowałem się trochę sposobem narracji gier Hidetaki Miyazakiego, czyli "Dark Souls" czy "Bloodborne". Miyazaki czytał dużo książek fantasy w dzieciństwie, ale nie bardzo znał angielski. Bardzo dużo rzeczy sobie domyślał. Podobnie działają jego gry - główna opowieść jest sygnalizowana, a resztę trzeba sobie samemu dopowiedzieć. Chciałbym, żeby narracja w mojej muzyce działała na podobnej zasadzie.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce