25-16
25. Fange - "Purge"
Nie mam pojęcia co ci Francuzi grają. Raz sludge, raz d-beat, kiedy indziej doom metal albo noise. Ostateczne rozstrzygnięcie nie ma jednak znaczenia, ważniejsze jest to, że niewiele albumów w tym roku miało równie wysoki poziom udziwnienia oraz ciężaru, co "Purge".
24. Let's Eat Grandma - "I, Gemini"
Mamy w Polsce zespół Lor, który tworzą bardzo utalentowane nastoletnie dziewczyny, Let's Eat Grandma można uznać za jego brytyjski odpowiednik. Tu także nastrój jest bardzo refleksyjny, a utwory jednocześnie niewinne i szalone. W jednym z wywiadów wokalistka Let's Eat Grandma zapytała, czy jej muzyka jest naprawdę dobra, czy to zwykłe gówno. Nie mam wątpliwości, która odpowiedź jest właściwa.
23. Dead When I Found Her - "Eyes On Backwards"
Michael Arthur Holloway przez wiele lat pracował jako producent albumów EBM, aż wreszcie sam postanowił wyjść na pierwszy plan i nic lepszego w ostatnich latach nie spotkało tego gatunku. Dead When I Found Her to wynik odnalezienie punktu wspólnego pomiędzy Skinny Puppy, Tomem Waitsem i Coil, jest więc poetycko, tajemniczo i tanecznie.
22. Serpentwithfeet - "Blisters"
Jeden z najciekawszych tegorocznych debiutów. "Blisters" to wprawdzie zaledwie pięcioutworowa EPka, ale Serpentwithfeet jawi się na nie jako wielowymiarowy artysta z precyzyjnym pomysłem na swoją twórczość. Zachwyca zarówno soulowym głosem, prostymi podkładami, jak i diabolicznym wizerunkiem tworzącym fascynujący kontrast.
21. Mamiffer - "The World Unseen"
Aaron Turner z Isis oraz Sumac powrócił ze swoim tajemniczym, mrocznym projektem, którego brzmienie oscyluje między dronem, ambientem i ciszą. Mimo że środki ekspresji są tutaj skromne, w dorobku Mamiffer to zdecydowanie najbogatszy dźwiękowo krążek.
20. Emma Ruth Rundle - "Marked For Death"
Rundle ma duże grono fanów wśród post-metalowej publiki, choć sama podąża w zupełnie innym, bardziej wyciszającym kierunku. Być może jest to kwestia posępnej, gotyckiej atmosfery, przesiąknięcia rozpaczą i wyzwalania niepokoju, których można doświadczyć słuchając także Cult of Luna czy Isis. "Marked For Death" jest w dodatku najlepszym materiałem, jak artystka dotąd zarejestrowała.
19. Federico Albanese - "The Blue Hour"
To był pierwszy album, jaki w 2016 roku przesłuchałem i długo nie mogłem się od niego uwolnić. Zresztą mam tak prawie zawsze z fortepianowymi solo, których atmosfera i intymność wciągają w świat cudzych emocji. Może to muzyczny wojeryzm, ale nie będę się go wstydzić.
18. Okkultokrati - "Raspberry Dawn"
"Raspberry Dawn" to już czwarta próba nagięcia standardów hardcore punka do dziwacznej wizji norweskiego Okkultokrati. Tym razem pojawia się dużo noise'owych oraz post-punkowych naleciałości, ale jakimi nazwami gatunków bym tutaj nie rzucał, w piśmie nigdy nie uda się oddać oryginalności tego zespołu.
17. Roosevelt - "Roosevelt"
Chciałbym umieć znienawidzić ten album, pochłonął zdecydowanie więcej mojego czasu, niż zamierzałem mu poświęcać, ale od takich hiciorów jak "Belong" (na liście przebojów 2016 roku wskazałbym go jako numer jeden) czy "Colours" nie można się uwolnić, zwłaszcza jeżeli bliska jest wam muzyka czy w ogóle kultura epoki VHSów.
16. Samuel Kerridge - "Fatal Light Attraction"
Główny bohater Open Source Art Festival 2016, który prostym trikiem z ruchomym światłem umieszczonym naprzeciw stołu pokazał, że granie elektronicznej muzyki nie musi być nudne i statyczne. Samo "Fatal Light Attraction" jest natomiast mistrzowskim balansowaniem między techno, industrialem, noisem i po prostu eksperymentalną elektroniką.