45-36

45. Bambara - "Swarm"

Niby rockowe przeboje, a jednak zamiast tańczyć, bardziej chciałoby się położyć na łóżku i rozpaczać. Bambara posiada wyjątkową zdolność żonglowania radością i rozpaczą, która potrafi skraść niejeden jesienny wieczór.

44. PUP - "The Dream Is Over"

Jeżeli są jeszcze tacy, którzy tego nie wiedzą, warto przypomnieć - Tokio Hotel to nie emo. Prawdziwe emo jest poruszającą, głośną muzyką, a "The Dream Is Over" to jej najlepszy przedstawiciel w 2016 roku.

43. Spit Mask - "Swallow"

Oldschoolowy, melodyjny industrial wydany wprost na kasety magnetofonowe. Brzmienie z założenia jest fatalne, co nie przeszkadza "Swallow" być rewelacyjnym hołdem dla zespołów pokroju Front 242 czy Leæther Strip.

42. Helms Alee - "Stillicide"

Tercet z Seattle długo nie mógł oszlifować swojego pomysłu na post-metal, choć na każdym z albumów czuć było, że poszukują czegoś nowego. "Stillicide" to upragniony sukces, odkrycie brzmienia, jakiego żaden inny zespół na tej scenie nie ma.

41. Night Club - "Requiem For Romance"

Nazwa zespołu mówi wszystko - elektroniczna, lekka, przebojowa muzyka do tańca, ale jest tu coś, co sprawia, że chce się do niej wracać i słuchać także w domowym zaciszu.

40. Soft Kill - "Choke"

Zimna fala miała w Polsce wyjątkowo wielu zwolenników i wciąż powstają u nas znakomite grupy do niej nawiązujące. Okazuje się jednak, że Amerykanie też potrafią, a powrót Soft Kill jest tego idealnym dowodem.

39. Low Leaf - "Palm Psalms: A Light To Resolve All Darkness"

Niewiele osób poza Joanną Newsom próbuje wykorzystać harfę we współczesnej, nieneoklasycznej muzyce. Low Leaf jest jedną z nich, a jej drugi album to majstersztyk w łączeniu indie popu, soulu oraz jazzu.

38. Tindersticks - "The Waiting Room"

Prawdopodobnie najbardziej niedoceniony album 2016 roku, choć w krajach Beneluksu i we Wielkiej Brytanii znalazł się na listach najlepiej sprzedających się krążków. Po dwudziestu pięciu latach na scenie Tindersticks nie mają niczego nowego do powiedzenia, ale ich pomysł na czerpanie z jazzu, soulu i rocka wciąż jest wyjątkowo świeży i fascynujący.

37. Pop. 1280 - "Paradise"

Pop. 1280 uwielbiają science-fiction, a kiedy muzyk uwielbia science-fiction, zazwyczaj tworzy chłodną, sterylną muzykę przepełnioną dziwacznymi dźwiękami. Nie inaczej stało się w przypadku "Paradise", na którym "żywe" instrumenty oraz komputery tworzą przejmujący, apokaliptyczny nastrój.

36. Sect - "Sect"

Jeżeli wyczytacie z materiałów prasowych, że gra tutaj perkusista Fall Out Boy, to nie uciekajcie od razu w popłochu. Każdy, kto przechodził fascynację Minor Threat, straight edgem oraz waszyngtońską sceną hardcore'ową musi tego posłuchać.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce