O głos w tej kwestii poprosiłem ludzi, którzy znają te środowiska doskonale i chociaż zdecydowana większość (zwłaszcza na scenie metalowej) odmówiła komentarza, udało się uzyskać różnorodną, czasami bardzo poważną, kiedy indziej humorystyczną, diagnozę. Wszystkim zadałem jedno pytanie: Czy mamy lub mieliśmy w Polsce zespoły, które promują/promowały nazizm?.
Jerzy "Jeż" Zajkowski (Włochaty)
To dla mnie żadna nowość. Tak, takie zespoły istniały w przeszłości i takie zespoły istnieją dzisiaj. Kiedyś niespecjalnie kryły się ze swoimi poglądami, teraz znalazły sobie świetną przykrywkę pod nazwami "rock patriotyczny", "muzyka tożsamościowa" i tym podobne wynalazki, ale śpiewają cały czas o tym samym. To wszystko się ze sobą miesza. Kiedyś jawni neonaziści, dziś określają siebie w najgorszym wypadku mianem nacjonalistów, ale spora część dzisiejszych członków kapel spod znaku "muzyki patriotycznej" udzielała się w przeszłości w projektach jawnie faszyzujących, a dzisiaj nie odmawia grania na imprezach sygnowanych przez Blood & Honor.
Krzysztof "Kali" Włodarski (Witchmaster)
Odpowiedź jest prosta - tak, oczywiście są takie zespoły. Kto jest tym zaskoczony? Na pewno nie ja, naziole są w Polsce od dawna. Jeśli mówisz o narodowym socjalizmie na scenie metalowej - NSBM, to takie podziemie istnieje co najmniej od początku lat 90. Dla mnie to jest oksymoron, pojęcie, które samo się wyklucza z definicji albo jest wynikiem niezrozumienia istoty narodowego socjalizmu. Nie byłoby w nim miejsca na młodzieńczy bunt, długie włosy i szarpanie strun. Myślę więc, że chodzi tu bardziej o fascynację jakimiś elementami, fasadą nazizmu, a nie o sam narodowy socjalizm jako system polityczny. Kult siły, poczucie wyższości, rasa panów, sny o potędze, tego typu pierdoły na pewno przemawiają do jakiejś grupy ludzi i będą dalej przemawiać, nie oszukujmy się. Jednak kiedyś dla tego typu architektów nowego ładu i ich schadzek w gaju nie było za bardzo przyzwolenia, a w dzisiejszym klimacie dość szybko się rozmnażają, bo jednak potrzeba im tego narodowo-katolickiego, katofaszystowskiego kompostu, żeby wzrastać. Nie dziwi mnie ani nie przeraża samo istnienie takich kręgów, bardziej ich zasięg i milczące przyzwolenie na nie.
Miałem styczność z nazistowskimi kapelami w tym sensie, że jakaś część polskiego podziemia black metalowego, będąc dopiero w powijakach, w pierwszej połowie lat 90., w poszukiwaniu ekstremy zaczęła skręcać w prawo. Urządzali sobie identyczne pochody, jak ten niedawno, wystarczy zerknąć na okładkę dema zespołu Fullmoon. Tylko, że wtedy biegał za nimi UOP, wjeżdżał im z rewizją na chatę, próbowali ich przymykać, a dziś mają dotacje z ministerstwa na brunatne koszule. Z postaci, które wtedy poznałem osobiście, większość szybko ogarnęła, że to droga donikąd i dziś nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Były też kapele typowo skinhead czy oi, ale w naszych rejonach raczej było "no pasaran" ze strony ekipy punkowo-metalowej i ich działalność szybko się skończyła. Zazwyczaj dostawali tradycyjny wpierdol, czasami my dostawaliśmy wpierdol. Aczkolwiek z tego, co słuchy mnie dochodzą, jest koniunktura, więc są i też reaktywacje tych kapel. Nie będę podawał ich nazw, oczywiście żeby nie robić nikomu darmowej reklamy.
Zosia Hołubowska (Mala Herba, Wilcze Jagody)
Z obecności neonazistów w Polsce - czy to na scenie muzycznej, czy poza nią - zdaję sobie sprawę od zawsze. Najróżniejsze grupy antyfaszystowkie trąbiły i alarmowały o tym, od kiedy pamiętam. Nie wierzę w zaskoczenie opinii publicznej, to czysta hipokryzja. Neonazizm, bierność wobec jego obecności gdziekolwiek oraz zrównywanie go z szeroko pojętą myślą lewicową jest dla mnie obrzydliwe.