Trupa Trupa - "Jolly New Songs" (Antena Krzyku)
Co by tu więcej o Trupie Trupa napisać... Wiadomo, że jest to zespół, który udowodnił, że nie trzeba grać metalu i jazzu, żeby zrobić karierę na Zachodzie, ale przede wszystkim ma ku temu solidne, czysto muzyczne argumenty. "Jolly New Songs" to materiał zupełnie inny od wydanego w 2015 "Headache", zdecydowanie trudniejszy, ale konieczność większego zaangażowania się w odsłuchiwanie tej dziwacznej muzyki jest w pełni zrekompensowana doświadczeniem nieporównywalnym do obcowania z jakąkolwiek inną płytą.
Ugory - "Padlina" (Trzy Szóstki)
Czasami jedynym sposobem, by przypisać zespołowi gatunkową klasyfikację jest jego własna deklaracja i głównie dlatego Ugory można nazwać black metalem, co oczywiście dla samej muzyki jest wyłącznie korzystne. Zaczynają ciężko i siarczyście, ale po drodze jest miejsce także dla ambientu i ładnych, nastrojowych melodii. Do słuchania wyłącznie w całości.
Variété - "Nie wiem" (Agora)
Variété to weterani, których historia sięga roku 1983, ale okazuje się, że także bardzo przytomni ludzie doskonale rozumiejący współczesność i potrafiący skomentować ją w sposób niezwykle celny, a zarazem poetycki, elegancki w swojej dosadności. To głos dzisiaj bardzo potrzebny i trochę wstyd, że młodsze pokolenia tekściarzy rzadko potrafią mu dorównać.
Vertical Spectrum - "Veins of Glory" (Nachtstrom Schallplatten)
Vertical Spectrum jest jednym z najbardziej cenionych polskich producentów muzyki techno, który w Polsce pojawia się dość rzadko, a który na świecie cieszy się dużym uznaniem. "Veins of Glory" jest natomiast monumentem trwającym blisko dwie godziny, który nie nudzi ani przez sekundę, choć dla osób nieosłuchanych wchłonięcie całości za jednym posiedzeniem może okazać się zbyt trudnym wyzwaniem.
We Watch Clouds - "Resumé"
Na początku roku warszawski zespół opuścił wokalista, co niewątpliwie jest dotkliwym ciosem, bo to właśnie jego emocjonalne wrzaski i skrzeki nadawały "Resumé" wyjątkowego charakteru. Czy będzie ciąg dalszy? Mam nadzieję, że tak, bo przecież historia zna wiele przypadków wymiany nawet bardzo charakterystycznych głosów na nowe i kontynuowania działalności z nie mniejszym sukcesem.
Widziadło - "Void" (Opus Elefantum Collective)
Black metal po raz kolejny, ale już ostatni w tym zestawieniu, a przy okazji album, z którym spędziłem bardzo dużo czasu. Zaczyna się podobnie jak skandynawskie klasyki z przełomu lat 80. i 90., ale z czasem okazuje się, że Widziadło potrafi zbudować nieoczywistą dramaturgię, która rozciąga się na cały album i dostarcza licznych, zaskakujących zwrotów akcji.
Wieloryb - "Hardcore Disco" (Antyscena)
Słuchacze ponurej muzyki elektronicznej doskonale znają tę nazwę jeszcze z połowy lat 90., ale w 2009 roku Paweł Kmiecik postanowił nadać jej nowe znaczenie i skręcić w bardziej hałaśliwe rewiry. Teraz zdaje się znajdować kompromis pomiędzy jednym a drugim, bo "Hardcore Disco" to - jak nazwa wskazuje - ekstremalna muzyka do tańczenia, gdzie hałas i wyraźny rytm idą ramię w ramię.
Wilcze Jagody - "Wilcze Jagody EP" i "Jabłka" (wydanie własne)
Jako zatwardziały fan Maanamu natychmiast wciągnąłem się w archaiczne brzmienie Wilczych Jagód, które w przebojowy sposób opowiadają o tematach niełatwych. Gdybym miał córkę, puszczałbym jej te utwory do snu z nadzieją, że zaszczepią jej emanującą od nich kobiecą siłę.
Wojciech Golczewski - "Signal" (Death Waltz Originals)
Golczewski to jedna z najciekawszych postaci współczesnego filmu niskobudżetowego. Stworzył ścieżki dźwiękowe do wielu horrorów i filmów sicence-fiction, które można uznać za dzisiejsze odpowiedniki tego, z czym zazwyczaj kojarzą się kasety VHS. Nie jest jednak zaledwie kopią Johna Carpetnera i jego licznych naśladowców, którzy na fali narastającej nostalgii są coraz bardziej zauważalni. Poznański producent przemawia własnym, unikalnym językiem i zamiast naśladować, stanowi raczej wzór do naśladowania.
Wulkan - "Wulkan" (Music is the Weapon)
Plum i Woody Alien to jedne z tych zespołów, które potrafiły eksplorować nieznane rewiry muzyki bez popadania w eksperyment totalny, trudny do odbioru dla większego grona słuchaczy. Wulkan jest spadkobiercą tej tradycji, a to za sprawą Marcina Piekoszewskiego, który porzucił gitarę basową na rzecz perkusji. Jego nowe przedsięwzięcie to kawał dziwacznej muzyki, która do świadomości wlewa się niczym lawa - powoli, pozostawiając wyraźny ślad.
Żal - "Teodor" (Serious Records)
Niewiele haseł jest równie irytujących, co nazywanie zespołu polską wersją zespołu zagranicznego. Żalowi doklejono etykietę "polskiego Massive Attack" i choć mogę zrozumieć, skąd wzięło się to porównanie, utwory zawarte na "Teodorze" mają własny, niepowtarzalny charakter i mam nadzieję, że kiedy Massive Attack wreszcie nagra nowy materiał, będzie można napisać, że brzmi jak brytyjski Żal.
To koniec. Rok 2017 ostatecznie uznajemy za rozliczony i ponownie duma nas rozpiera, że tak dużo się u nas dzieje i tak trudno wybrać najlepsze albumy, mimo że umieszczamy tutaj aż setkę. Nie ma jednak sensu oglądać się w przeszłość, bo w samym styczniu ukazało się przynajmniej kilka świetnych albumów, chociażby znakomity debiut Rosalie.
fot. mat. pras. Pham