E-H
Entropia - "Ufonaut"
Kiedy słucham takich albumów, nachodzi mnie myśl: "A może lepiej było dalej budować maszyny do dojenia krów w Irlandii?". Opisanie słowami tego, co dzieje się na "Ufonaut" to dramat. Można by krótko - post-black metal, ale przecież to nie to samo, co Alcest czy Altar of Plagues. Sludge, djent, progressive... Do jutra rzucałbym etykietami i nigdy bym nie trafił w sedno. Na pewno jedno z najbardziej zaskakujących metalowych wydawnictw tego roku w skali światowej.
Evvolves - "Mosses"
Wreszcie mamy w Polsce naprawdę solidny zespół poruszający się między shoegaze'owym szumem a dream popową delikatnością. Niewiele się tu wprawdzie zmieniło w stosunku do wcześniejszego albumu Evvolves, ale kto chciałby zmian przy tak wysokim poziomie? Nie wiem, jakim cudem nie grają jeszcze na największych festiwalach w tym kraju, ale nie będzie zaskoczeniem, jeżeli zmieni się to w 2017 roku.
Fertile Hump - "Dead Heart"
Z całym szacunkiem, ale polski blues... Zresztą nie, po co te fałszywe grzeczności? Poza Breakoutem nie trawię polskiego bluesa, a zwłaszcza gdy pomyślę o amerykańskich gigantach pokroju Lead Belly'ego czy Blind Williego McTella. Fertile Hump obraca się jednak w blues-rockowych rewirach, które nie zdradzają pochodzenia muzyków (to niestety komplement), a ich "Dead Heart"potrafi przesiedzieć w odtwarzaczu wiele godzin.
The Flash! - "Siła"
Część materiału z tego albumu ukazała się wcześniej, na EPce z 2014 roku, ale warto do niego powrócić, bo to wciąż jedna z najlepszych rzeczy, jakie wydarzyły się rodzimemu jazzowi w ostatnich latach. The Flash! to free jazzowa bomba atomowa utrzymana w duchu projektów Matsa Gustafssona, która rzuca wyzwanie każdemu, kto przywykł do słuchania jazzowych koncertów na siedząco.
Furia - "Księżyc Milczy Luty"
W niezliczonych podsumowaniach nowa Furia została albumem roku 2016 albo przynajmniej trafiła na podium i ja się z tym kłócić nie będę. Jestem ich oddanym fanem od czasu "Grudnia Za Grudniem" (to już siódmy grudzień od tego czasu!) i w najśmielszych fantazjach nie pomyślałbym, że zajdą tak daleko poza metalowy światek.
Ghosts Of Breslau - "Man With The Green Gloves"
Projekt Patryka Balawendera poznałem jeszcze w czasach, gdy opowiadał przede wszystkim o wyniszczonym wojną Wrocławiu. Później zniknął na kilka lat, a po powrocie w 2013 roku skłonił się ku jeszcze bardziej wyciszającym, ambientowym brzmieniom. "Man With The Green Gloves" to tylko dwa utwory, lecz jednocześnie niemal czterdziestominutowa medytacja.
Government Flu - "Vile Life"
W hardcore punkowych kręgach zespół-pomnik, którego wielu wręcz wyznaje, ale na szczęście za kultem nie kryje się kilku kolesi ze smykałką do robienia biznesu na niby niezależnej muzyce. Government Flu stoją ramię w ramię z opiniami o nich, a "Vile Life" stanowi tego najlepszy dowód.
Henry David's Gun - "Over The Fence... And Far Away"
Jeżeli wydawcą jest Borówka Music, to na albumie muszą znaleźć się elementy folku, ale istotniejsze jest to, że jeżeli wydawcą jest Borówka Music, to nie usłyszymy folku banalnego, wtórnego i nudnego. Przesadą byłoby uznanie Henry David's Gun za zespół wyjątkowo oryginalny, ale jest w ich muzyce coś, co nie pozwala się z nią prędko rozstać.
Hubert Zemler - "Pupation Of Dissonance"
Historia muzyki perkusyjnej w pigułce i chociaż dla bardzo wielu będzie to pigułka nie do przełknięcia, mnie natychmiast oczarował ten dziwny, ambitny pomysł wykorzystania niemal wyłącznie bębnów do nagrania pięćdziesięciominutowego albumu. Zemler wyraźnie jest tutaj pedagogiem, który swoją wirtuozerią zmusza słuchaczy do poznania bardzo wąskiego zagadnienia w dziejach muzyki i choć może to brzmieć elitarnie, w rzeczywistości jest niezwykłą, odkrywczą przygodą.
Huta Plastiku - "Bezlubie"
Zimna fala wciąż wysoka nad Bałtykiem, a warszawska Huta Plastiku to jej kolejny godny uwagi przedstawiciel. To zaskakujące, że od kilku dekad przerabiamy ten dosyć prosty gatunek, a jednak wciąż powstają zespoły, które nie brzmią jak swoi poprzednicy. Jest tu kilka przebojowych momentów ("Idę"), są także rytmy bliskie punk rockowi ("Na Bezlubie"), ale nad całością unosi się duch ponurego, depresyjnego grania.