Dopelord - "Children of the Haze" (Green Plague)
Jeszcze kilka lat temu nie mogłem się powstrzymać, by nie wysłuchać wszystkiego, czemu doklejano etykietę "stonera" czy "doom metalu", ale wzrost popularności gatunku był wprost proporcjonalny do obniżenia jakości (jak zresztą zawsze w takich sytuacjach). Na szczęście są jeszcze takie zespoły, jak Dopelord, które przypominają o najlepszych czasach tej stylistyki, a ich nowy materiał pożera na śniadanie ubiegłoroczny krążek Electric Wizard i właściwie większość podobnych wydawnictw.
Dule Tree - "Gross Humanity" (wydanie własne)
Po raz kolejny Trójmiasto, stolica polskiej muzyki, ale tym razem album, który przemknął kompletnie nie zauważony, a szkoda, bo jest to swoiste rozwinięcie wątku, jaki Napalm Death podjęło w nagranym razem z Johnem Zornem "Everyday Pox". Brutalny grindcore połączony z saksofonem, a w dodatku niezliczone zmiany tempa i połamane rytmy. Jeden z najciekawszych debiutów 2017 roku.
Dusk Watch - "Mist" (Alchera Visions)
W ubiegłym roku Void z Deathcamp Project zachwycił swoim solowym przedsięwzięciem, w tym roku zrobił to jego kolega z zespołu - Betrayal, aczkolwiek w zupełnie innym stylu. Dusk Watch to całkowicie elektroniczne przedsięwzięcie, które wpisuje się w stylistykę dark independent, ale odżegnuje się od aktualnych trendów. Pozostaje dzięki temu jednocześnie tak taneczne, że nawet moja całkowicie odporna na taniec natura nie może powstrzymać się od przytupywania, a zarazem przemawia językiem, który nie wywołuje natychmiastowych skojarzeń z jakimkolwiek innym projektem.
EABS - "Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)" (Astigmatic)
Jest w tym zestawieniu kilka pozycji obowiązkowych, albumów, o których mogliście przeczytać już dziesiątki razy, a których nie sposób pominąć. Jednym z nich jest projekt Electro Acoustic Beat Sessions interpretujący twórczość Krzysztofa Komedy. Niby banał, wielu już się z nią mierzyło, ale niewielu zrobiło to w równie imponujący sposób. Za rezultat odpowiada przede wszystkim Marek Pędziwiatr, który zaliczył znakomity rok (poza EABS, nagrywał także z Night Marks oraz Pauliną Przybysz).
Faczyński x Kidd x Palmer Eldritch - "Hikikomori" (Skwer)
Jak wspominałem, hip-hopu będzie tu niewiele, ale akurat "Hikikomori" pominąć nie wypada. Faczyński i Kidd zawsze trzymali poziom (choć rzecz jasna mają tylu samo zwolenników, co i przeciwników, jak każdy raper), tym razem skorzystali natomiast z bardzo nietypowych podkładów, za które odpowiada duet Palmer Eldritch, o którym prędzej przeczytacie w prasie metalowej niż hip-hopowej. Nie wszystkie teksty porywają, ale to nietypowe połączenie dwóch żywiołów jest warte uwagi i szkoda, że album nie trafił do szerszej publiczności.
Father Kong - "The Sunny, Dirty Days" (Too Many People)
To było jedno z tych wydawnictw, które potrzebowało dosłownie kilku sekund, żeby wywołać uzależnienie. Przesłuchałem "The Sunny, Dirty Days" dziesiątki razy i wciąż mi się nie znudziło, to niesamowite połączenie elektronicznych podkładów z "żywymi" trąbkami, które przypomina nieco "Being Human Being" Erika Truffaz i Murcofa. Gdyby był to ranking, Father Kong znalazłoby się na jednym z czołowych miejsc.
Gazawat - "Wampir" (BDTA)
"Jestem mordercą" to jeden z moich ulubionych polskich filmów ostatnich lat, a swoiste słuchowisko autorstwa Gazawat to jego rewelacyjne dopełnienie. Atmosfera "Wampira" jest tak gęsta, przygnębiająca i ponura, a jednocześnie swojska, bo intensywnie nawiązująca do Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, że trudno się od niego oderwać. Można wręcz odnieść wrażenie, że to my jesteśmy ukrywającym się Wampirem, który gdzieś w zakamarku wysłuchuje zeznań świadków.
Glamour - "Glitter Stomp!" (wydanie własne)
Nie będę parafrazować własnej recenzji, zamiast tego posilę się nią, by opisać sposób, w jaki odebrałem debiutancki materiał Warszawiaków: Nie ważne, która partia jest lepsza, która gorsza. Ważne jacy jesteśmy dla siebie, czy chcemy coś dawać, czy tylko pobierać 500+, czy nasza empatia wyrasta ponad współczucie dla ulubionego zawodnika, który akurat odebrał baty w klatce, czy w najbliższym otoczeniu potrafimy dostrzec tylko zgniliznę przefiltrowaną przez "botoksowo-pitbullową" wizję świata.
Guantanamo Party Program - "III" (Antena Krzyku)
Jedynym, czym Wrocławianie naprawdę mogliby zaskoczyć jest nieudany album i z tej perspektywy dobrze się stało, że "III" zaskakujące nie jest. Natomiast od strony brzmienia to kolejny krok... Właściwie nie wiem, czy na przód, po prostu w innych, równie interesującym kierunku. Pojawia się nieco więcej łatwych do przyswojenia rytmów, ale z drugiej strony są też bardzo agresywne, surowe kawałki i chyba w tej różnorodności tkwi największa siła Guantanamo Party Program.
Hanako - "Hanako" i "Liście" (wydanie własne)
Rozgniewane screamo z potężnym, kobiecym wokalem. Wydali dwie EPki trwające łącznie kwadrans, a to zdecydowanie za mało. Mam nadzieję, że w tym roku dostaniemy więcej tego szaleństwa.
Trzydzieści trzy wydawnictwa w pierwszej części polskiego podsumowania 100 Najlepszych Albumów 2017 roku, kolejne już wkrótce, a wśród nich między innymi muzyka saksofonowa (od metalu po jazz), ambient i mnóstwo Trójmiasta.
fot. mat. pras. Blackberry Hill
100 Najlepszych Albumów 2017 roku (Polska), cz.II