Hisato Higuchi - "Kietsuzukeru Echo" (Root Strata)
Przed chwilą mieliśmy do czynienia z jednym z najgłośniejszych albumów minionego roku, teraz pora na najcichszy, a w dodatku zarejestrowany z drugiej strony globu. Japończyk Hisato Higuchi wymrukuje swoją samotność tak delikatnie, że na pierwszym planie nieustannie pozostają umyślnie uchwycone szumy nadające "Kietsuzukeru Echo" surowego brzmienia lo fi. Jeżeli płakaliście, słuchając Korteza, przy tej płycie odechce się wam żyć.
Högni - "Two Trains" (Erased Tapes)
Högni reprezentuje wszystko to, co wielu słuchaczom przychodzi na myśl, gdy wspominają o islandzkiej muzyce. Jest tu dużo melancholii, nietypowych elektronicznych dźwięków i ogromna zawartość emocji okraszonych delikatnym głosem. Niektórzy recenzenci krytykowali obecność dziwacznych przerywników obniżających poziom spójności "Two Trains", według mnie są jednak ważnym kontrastem pomagającym uwydatnić różnorodność inspiracji muzyka znanego z Gluteus Maximus.
Hollywoodfun Downstairs - "Tetris" (Antena Krzyku)
Nowozelandczycy nagrali ten album jako trio, teraz są już duetem, a w dodatku wydają w barwach polskiej wytwórni i sporo u nas koncertują. Na "Tetris" nie mają problemu z ułożeniem wszystkich elementów we właściwych miejscach - jest głośno, szybko, chwytliwie i bez kompromisów.
IAMDDB - "Hoodrich, vol. 3" (Union IV)
Kolejna uczestniczka Soundrive Festival 2017, choć w programie imprezy pojawiła się w ostatniej chwili, zastępując Nadię Rose. Jej angażujące połączenie R'n'B z hip-hopem natychmiast zauroczyło tłoczący się pod sceną tłum, a i ona najwyraźniej polubiła nasz festiwal, bo w dwa dni po powrocie do Manchesteru opublikowała krótką dokumentację z pobytu w Gdańsku opatrzoną utworem "Ooo".
Idles - "Brutalism" (Balley)
Ich znacie na pewno, w końcu występowali na ubiegłorocznym Off Festivalu, ale tak udanego odświeżenia punk rockowej formuły dawno nie było, więc warto raz jeszcze podkreślić, że bristolska ekipa nagrała brutalny (nomen omen), przepełniony politycznymi tematami album, który z każdym kolejnym odsłuchaniem wciąga jeszcze głębiej w świat niepohamowanej furii.
Idylls - "The Barn" (Holy Roar)
Nazwa i brzmienie Australijczyków są dziwnie podobne do tego, co reprezentuje Idles, ale tam, gdzie Brytyjczycy wywarzali drzwi agresją w najczystszej postaci, Idylls stawiają na bardziej nieoczywiste rozwiązania, zmiany tempa, połamane rytmy, a nawet gościnny udział saksofonisty. To zupełnie inny rodzaj wściekłości, choć równie intensywny.
J.I.D. - "The Never Story" (Dreamville)
Kolejny ważny głos z Atlanty we współczesnym hip-hopie, a w dodatku głos, który nie tylko rapuje, lecz również śpiewa i nie potrzebuje do pomocy autotune'a. J.I.D. Często przypomina młodego Michaela Jacksona (zwłaszcza z wyglądu) i chociaż podobnej kariery ani on, ani nikt inny już nigdy nie zrobi, to nie będzie zaskoczeniem, jeżeli w 2018 roku gwałtownie przybędzie mu fanów i fanek.
Jonwayne - "Rap Album Two" (Authors)
W utworze "Live from the Fuck You" zarejestrowano krótki dialog między Jonathanem Waynem a przypadkową osobą, która nie może się nadziwić, że człowiek o takiej aparycji rapuje. Nie wiem, czy jest to rozmowa inscenizowana, czy nie, ale Jonwayne faktycznie przypomina bardziej nerda zafascynowanego Wiedźminem i polskim folk metalem, a jednak zarejestrował fascynujący, nietypowy jak na dzisiejsze standardy materiał pełen zaskakujących podkładów i zapadających w pamięć wersów.
Kashiwa Daisuke - "Re:RED" (Virgin Babylon)
Niewiele jest równie satysfakcjonujących uczuć, co spokój po odsłuchaniu nowego albumu jednego z ulubionych artystów, który utrzymuje wysoką formę. Takie uczucie towarzyszyło mi po pierwszym kontakcie z "Re:RED", a później zastąpiła je odnowiona fascynacja, bo Daisuke nigdy się nie powtarza i tym razem także zaskakuje swoją unikalną, chaotyczną wizją muzyki przepełnionej dramaturgią, wobec której nie da się przejść obojętnie.
Kaukolampi - "1" (Svart)
Timo Kaukolampi to lider fińskiego K-X-P, którzy również wystąpili podczas ostatniej edycji festiwalu Soundrive. Już wtedy wyraźnie było słychać, że gitary interesują go coraz mniej, a komputery i syntezatory zajmują dominującą pozycję. Pierwszy solowy album jest rozwinięciem tych wątków, oscyluje pomiędzy porywającym techno a wyciszającym ambientem, za każdym razem umiejętnie wyważając skrajności.
Kedr Livanskiy - "Ariadna" (2MR)
Yana Kedrina na przemian rozbudza romantyczną naturę słuchaczy (o ile zostali w taką wyposażeni) i zarzuca ich przenikliwym strachem. "Ariadna" to album w całości osadzony w syntetycznym brzmieniu z przeszłości, a wraz z delikatnymi wokalami przypomina nieco nasze rodzime Wilcze Jagody. To materiał jednocześnie ponury i radosny, przy którym można tańczyć, ale chyba tylko z rozpaczy.