Author & Punisher - "Pressure Mine" (wydanie własne)

Autor i "karacz" to jedna i ta sama osoba - Tristan Shone, który w moim odczuciu jest swoistym Teslą współczesnego świata muzycznego. Projektowane przez niego instrumenty to wynalazki wydające imponujące, industrialne dźwięki, a przy okazji wyglądają jak żywcem wyjęte z filmu science-fiction i nieustannie przechodzą modyfikacje. Na najnowszej EPce Shone obniża tempo, sięga po nastrojowy, momentami niemal sludge'owy klimat i robi to z równie udanym efektem, co na fenomenalnym "Melk En Honing" z 2015 roku.

Big Brave - "Ardor" (Southern Lord)

To tylko trzy utwory, ale aż czterdzieści minut ciężkiego, powoli wytaczającego się z głośników grania. Na "Sound", pierwszy kawałek z "Ardor", składa się głównie jednostajne, monotonne dudnienie, które byłoby skrajnie nudnym doświadczeniem, gdyby nie niezwykły głos Robin Wattie. Jej barwa nie ma nic wspólnego z metalowymi stereotypami, przypomina amerykański folk na zwolnionych obrotach, co zresztą nie mija się z prawdą, bo właśnie takie są korzenie Big Brave.

Billy Woods - "Known Unknowns" (Backwoodz Studioz)

Jednym z najważniejszych wydarzeń w muzyce w 2017 roku jest definitywnie przejęcie pałeczki lidera przez twórców hip-hopowych. Sprzedaż płyt, biletów, ilość projektów - ten gatunek zdominował świat pod każdym względem i chociaż w efekcie powstało mnóstwo miałkich, nadużywających autotune'a wydawnictw, na szersze wody wypłynęli także znakomici artyści z podziemia, w tym Billy Woods. "Known Unknowns" to szósty album nowojorskiego rapera, a jednocześnie pierwszy, który spotkał się z tak dużym zainteresowaniem mediów, na co w pełni zasłużył - to świetny materiał z jednym z najlepszych tegorocznych bitów, a przy okazji ciekawa opowieść o refleksyjnym charakterze.

Binker & Moses - "Journey to the Mountain of Forever" (Gearbox)

W Polsce są jeszcze niemal anonimowi, w rodzimym Londynie przyciągają tłumy. Binker Golding i Moses Boyd w imponujący sposób łączą siłę tenorowego saksofonu nawiązującego do twórczości Johna Coltrane'a z funkującą perkusją. Ich drugie wydawnictwo składa się z dwóch krążków, na które upchnięto aż osiemdziesiąt minut muzyki i takich gości, jak Evan Parker czy harfistka Tori Handsley. Dzisiaj jazz na niejazzowych portalach pojawia się przeważnie pod postacią free lub międzygatunkowych połączeń, "Journey to the Mountain of Forever" sięga natomiast po bardziej tradycyjne dźwięki i potrafi je wybronić w świetnym stylu.

Black Knights - "Excalibur" (wydanie własne)

Znikoma popularność tego składu pozostaje zagadką. Byli podopiecznymi Wu-Tang Clan, jeden z ich utworów wykorzystano w anime "Afro Samurai", a Doc Doom (współzałożyciel) został zastrzelony w legendarnym już Compton w Kalifornii. Mało tego, "Excalibur" wieńczy trylogię, do której podkłady stworzył John Frusciante, dokładnie ten sam, który przez wiele lat piastował stanowisko gitarzysty w Red Hot Chili Peppers. Dlaczego nawet w świecie zdominowanym przez hip-hop pozostają postaciami z trzeciego planu? Nie mam pojęcia, ale ich najnowszy album to kawał solidnego, nieoczywistego rzemiosła.

Blak Saagan - "A Personal Voyage" (Maple Death)

Włochy były swego czasu kinematograficzną potęgą, która działała wprawdzie na bez porównania mniejszych budżetach niż Hollywood, a jednak na rynku wideo nie miały sobie równych. Dario Argento, Lucio Fulci i wielu innych niskim kosztem tworzyło arcydzieła inspirujące po dziś dzień, a ich immanentną cechą była dziwaczna, nierzadko ponura muzyka i zdaje się, że bolońskie Blak Saagan czerpie z niej pełnymi garściami, próbując pozostać jak najbliżej materiału źródłowego. Następstwem jest archaiczne, minimalistyczne brzmienie, od którego trudno się uwolnić.

 

Brockhampton - "I", "II" i "III" (Question Everything, Inc.)

Jako trylogia i jako osobowości oraz reprezentowane przez nie poglądy Brockhampton nie mają sobie równych w dzisiejszym hip-hopie. Piszę te słowa po wielokrotnym przesłuchaniu ostatnich albumów Kendricka, Tylera, nawet Run the Jewels i nikt, absolutnie nikt nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia, jak ten teksański kolektyw, który nie rapuje ani o pieniądzach, ani o sławie, lecz o emocjach, seksualności, kwestiach społecznych, czasami także politycznych, lecz zawsze w zgrabnych, doskonale napisanych rymach. Mam nadzieję, że zamknięcie trylogii przyniesie wyłącznie jeszcze lepszy ciąg dalszy.

Brutus - "Burst" (Hassle Records)

Autorzy jednego z najciekawszych występów podczas Soundrive Festival 2017, a jednocześnie czysta energia i esencja określenia "power trio" z wyrazistą liderką - Stefanie Mannaerts, która jednocześnie niemiłosiernie zarzyna zestaw perkusyjny i zdziera gardło. Znakomity debiut i jeden z licznych dowodów na to, że w Europie być może najciekawszą scenę muzyczną posiada dzisiaj maleńka Belgia.

Chynna - "Music 2 Die 2" (300 Entertainment)

Wielu słysząc o modelce i raperce w jednym, nabrałoby podejrzeń, w końcu mamy na naszym lokalnym podwórku wiele przykładów fatalnego łączenia tak skrajnie różnych profesji, ale w moim odczuciu Chynna Rogers jest jedną z najlepiej zapowiadających się artystek najmłodszego pokolenia. Doświadczenie zbierała u boku A$AP Yamsa, założyciela A$AP Mob i wyraźnie słychać w jej twórczości ponure brzmienie charakterystyczne dla tego kolektywu. Niektórzy twierdzą, że hip-hop nie jest miejscem dla kobiet, "Music 2 Die 2" udowadnia, że są w błędzie.

Cocaine Piss - "Piñacolalove" (Hypertension)

Ponownie Belgia, ponownie kobieta na froncie i ponownie urokliwy chaos wyrastający z punk rockowych korzeni, a do tego nazwa zespołu, obok której trudno przejść obojętnie. Aurélie Poppins wydziera się z przedziwnym akcentem, a w dodatku każdy wers wyśpiewuje tak, jakby się dziwiła albo jakby zadawała pytania. Cała ta kakofonia układa się jednak w oryginalną, choć króciutką EPkę.

Crutches - "Såld" (Distro-y Records)

Szwedzi kontynuują podróż po d-beatowym bezkresie i chociaż "Såld" w niczym nie różni się od wydanego dwa lata temu "FörlOrAD", to trudno mieć pretensje, skoro przepis na hałaśliwe, pędzące na złamanie karku utwory, które mimo wszystko da się zanucić tak dobrze się sprawdził. Crutches nie zmieniło się ani odrobinę, ale w ich przypadku to tylko i wyłącznie atut.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce