Obraz artykułu Polska 2021 Top 100 (część trzecia)

Polska 2021 Top 100 (część trzecia)

 

Sto albumów, EP-ek, mixtape'ów i innych wydawnictw - tak wygląda nasze trzyczęściowe podsumowanie polskiej muzyki minionego roku i ponownie celujemy przede wszystkim w muzykę niszową, spoza mainstreamu, często przeoczoną. Dlatego nie znajdziecie tutaj świetnego "Ave Maria" Marii Peszek czy ostatniego albumu Tymka, ale ekwiwalent powinien was zadowolić. Kolejność alfabetyczna.

R-S

Rabbit on the Moon - "Muzyka endemiczna"

Czasami zdarza się, że po powrocie z dalekiej podróży, miejsce, które odwiedzaliśmy nie odchodzi w sferę wspomnień, żyje wewnątrz nas i szuka innego ujścia. Dla katowickiego producenta takim miejscem były Wyspy Kanaryjskie, a sposobem na przetworzenie wrażeń nagranie albumu. "Muzyka endemiczna" często ma charakter bliski ambientowi, ale da się w niej odnaleźć także syntezatorowe akordy rodem z lat 80., charakterystyczne brzmienie "osiemset ósemki" czy nawet chłód industrialu, a trzy utwory nagrane wraz z wokalistkami to właściwie gotowe przeboje. Mogłoby się wydawać, że tak bardzo odmienne elementy nie będą się ze sobą kleić, ale ich zespolenie sprawia, że tym razem to my zostajemy zabrani w fascynującą podróż w nieznane.

Rafael - "King of Nothing"
Tom Waits, Lou Read, Jim Morrison, Nick Cave - nazwiska wielu poetów rocka przelatują przez myśli w trakcie przesłuchiwania drugiego albumu Rafaela, ale kiedy zamiast skojarzenia, próbuje się dokonać porównania, za każdym razem dochodzi się do wniosku, że to jednak nie jest to. "King of Nothing" brzmi znajomo, jest w nim element brukowej poezji, chaotyczności i nonszalanckiego luzu, które znacie nie od dzisiaj, ale jest też coś odrębnego, własnego i unikalnego.

Raw Plastic - "Waiting Till Summer"

Wyobraź sobie, że zostałeś porwany, ale samochód z przyciemnianymi szybami, w którym siedzisz to tak naprawdę kapsuła czasu pozwalająca na przeniesienie się do wczesnych lat dwutysięcznych, a w dodatku do Stanów Zjednoczonych. Nagle trafiasz do domku jednorodzinnego gdzieś na Florydzie, a twój pokój obwieszony jest plakatami z "Rodziny Soprano" czy "American Pie". Urokliwa formuła muzyki Raw Plastic - gdzie mieszczą się i jazgot shoegaze'u, i odrobina post-punka, a przede wszystkim koledżowy lo-fi rock, od którego usta same składają się w uśmiech, a słońce świeci przez cały rok - pozwala na tego rodzaju wycieczki i wcale nie będziecie chcieli wracać.

Resina - "Speechless"

Muzyka post-klasyczna w ostatnich latach wpadła w wiele zastawionych przez samą siebie pułapek, czego najdotkliwszym skutkiem okazało się przytępienie zmysłu poszukiwacza, ale na szczęście są jeszcze tacy artyści i takie artystki, którym nie wystarcza odegranie kilku melancholijnych akordów, które wzruszą publiczność. Kimś takim jest Karolina Rec. Na najnowszym albumie pozwala sobie na śmiałe eksperymenty między innymi przy użyciu głosu w roli instrumentu, a jednocześnie nie wyzbywa się na tyle dużej przestępności, że nie trzeba być znawcą Schönberga czy Cardew, by sięgnąć po "Speechless".

Rosa Vertov - "Day In Day Out"

Wspomnienia, przywoływanie beztroskich i bezpowrotnych chwil, kraina łagodności - ubiegłoroczny album Rosy Vertow to rzecz stworzona dla ludzi, którzy lubią się poumartwiać, czasami posmucić. Warszawski skład swobodnie - z surowością i gracją garażowego składu - porusza się pomiędzy shoegazem, dream popem a przybrudzonym rockiem alternatywnym z końcówki lat 90. Jest w tym dużo uroku związanego przede wszystkim z celową niedoskonałością płyty. Zdarzające się fałsze? Okazjonalne wypadnięcie z rytmu? Te detale nie mają znaczenia.

Schröttersburg - "Dalet"

Post-punk od zawsze zaskakuje plastycznością - w jego widełkach można zawrzeć różne nastroje i bawić się formułą bez większych ograniczeń. Schröttersburg korzysta z tego, a "Dalet" mógłby pełnić funkcję ścieżki dźwiękowej do nadchodzącej apokalipsy - takie to mroczne i ostateczne. Płocka załoga stawia na rozedrganie emocjonalne (towarzyszące choćby wczesnym płytom Killing Joke), a niepewność zawartą w tekstach uzupełnia masywną sekcją rytmiczną z wyraźnie zaznaczonym basem, industrialnymi wtrętami, a nawet psychodelicznymi odlotami w kierunku, jakiego na wcześniejszych wydawnictwach nie eksplorowała.

Sea Saw - "Sea Saw"

Morze w nazwie tego czteroosobowego składu to strzał w dziesiątkę - muzyka Sea Saw brzmi jak podróż statkiem po gwałtownych wodach Bałtyku. Gdański skład wymyka się gatunkowemu kategoryzowaniu, a ich piosenkom najbliżej jest do czegoś, co mogłoby znaleźć się w połowie drogi pomiędzy shoegazem a nowoczesną psychodelią. Wynikają z tego niepokojące, hałaśliwe zgrzyty, jak te w "Pościgu" albo falujący puls godny wczesnego house'u przedstawiony w "Disco in Kenosha".

Seasonal - "/Vessel/"

Maciej Sochoń bez cienia kalkulacji przyznaje, że Seasonal to projekt stworzony z myślą o piosenkach, w których melancholia i melodia mówią jednym głosem. Trzeba przyznać, że na "/Vessel/" osiągnął cel - najnowszy krążek solisty jest spójny i wyjątkowo jednorodny, trudno na nim wyróżnić konkretny numer, trudno znaleźć eklektyczne susy z jednego tematu do drugiego, ale jeśli szukacie alt-rocka w odprężającym wydaniu, trafiliście pod dobry adres. Wszystkie dziewięć piosenek to leniwe, sympatyczne snuje z korzeniami w onirycznym post-rocku, a nawet slowcorze spod znaku Codeine, które przyciągają nie tylko dzięki dobrze dobranym inspiracjom. To wydawnictwo jest tak nienachalne (czy wręcz wycofane), że dociera do serca powoli, ale gdy już do niego trafi, prędko stamtąd nie wyjdzie.

Shagreen - "Standstill"

Dzisiejszy pop skręca w kierunku mroczniejszego, bardziej melancholijnego brzmienia, czego przykładami są chociażby Billie Eilish albo nowy (nagrany wraz z Nine Inch Nails) album Halsey, ale istnieje także pop, który od początku był po "ciemnej stronie mocy" i Shagreen jest tego doskonałym przykładem. Na drugim albumie Natalia Gadzina-Grochowska zmieściła jeszcze więcej chwytliwych melodii niż na debiucie i chociaż roi się tutaj od wpływów industrialnego rocka z przełomu wieków, nikogo nie mogłoby zaskoczyć, gdyby pojechała we wspólną trasę koncertową z Poppy albo Allie X.

Shyness! - "Shyness!"

Debiutancki album Shyness udowadnia, że wykrzyknik nie znalazł się w nazwie zespołu przypadkiem - mimo pozornej subtelności tej muzyki, liczba zakrętów, a nawet jej intensywność budzą niemały podziw. To pop poszukujący, czerpiący z alternatywy, nierzadko zahaczający o klubowe odcienie elektroniki i przede wszystkim interesujący aranżacyjnie. Niektóre numery brzmią jak oaza spokoju z podsuwanymi w tle beatami i okazjonalnymi stuknięciami w klawisze, inne zaskakują ponakładanymi na siebie grubymi warstwami syntezatorów czy akcentami gitarowymi. Da się brzmieć przebojowo i niekonwencjonalnie, "Shyness!" to książkowy przykład symbiozy pomiędzy tymi dwoma opcjami.

Sneaky Jesus - "For Joseph Riddle"

Niektórzy twierdzą, że w temacie buntu przeciwko elitom i dyktowanemu przez nie ładowi powiedziano już wszystko i może nawet mają rację, ale na pewno nie wszystko jeszcze w tym temacie zagrano, czego debiutancki album wrocławskiego Sneaky Jesus jest przykładem. Te cztery utwory o średniej długości wynoszącej jedenaście i pół minuty, choć całkowicie instrumentalne, aż kipią od emocji, przypominają zaangażowany jazz spod znaku Irreversible Entanglements czy Sons of Kemet, ale Sneaky Jesus przemawia wyłącznie własnym językiem.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce