V-Ż
Variété - "Dziki książę"
Gdybyście o Variété nigdy wcześniej nie słyszeli i gdyby ktoś próbował sprzedać ich muzykę pod hasłem "najnowsze odkrycie polskiej alternatywy", kupilibyście to bez cienia podejrzeń. Grzegorz Kaźmierczak z resztą ekipy posiedli tę niezwykle rzadką cechę, która uniemożliwi im zastygnięcie, wypracowanie jednej wygodnej formy i trzymanie się jej przez cała karierę. To zespół o blisko czterdziestoletnim stażu, a nagrał tak świeży i oryginalny album, jakby tworzyła go banda dokładnie analizujących otoczenie (i muzyczne, i społeczne) nastolatków.
Vincent - "Vincent"
Propozycja Marcina Wincenciaka to rzecz idealna dla ludzi poszukujących nienachalnej, ale angażującej emocjonalnie muzyki. To nie jest papka bez wyrazu służąca jedynie jako podkład do picia herbaty, tylko materiał, który potrafi porwać, a muzyczny introwertyzm Vincenta czyni go jeszcze bardziej frapującym. Nowoczesny, eteryczny pop rymuje się z elementami jazzu czy nawet muzyki filmowej, a wszelkie fortepianowe zagrywki i zawodzenia (w stylu Thoma Yorke'a) są jak wczesna wiosna - zimne, szare, ale z perspektywą nadchodzącego słońca.
Walerian - "Wieża"
To opowieść o mnie i o moim życiu w krzywym, trzęsącym się budynku - tak Walerian opisał swój debiutancki album i chociaż może to wyglądać na nic więcej, jak tylko chwytliwe hasełko, kiedy już zaczniecie przesłuchiwać "Wieżę", szybko dojdziecie do wniosku, że te odśpiewane z sercem na dłoniach teksty, syntezatorowe pejzaże, łagodne beaty i zniewalające melodie faktycznie najłatwiej dają się uchwycić w tym jednym, poetyckim zdaniu. Walerian jeszcze nie podbił świata, można go nawet uznać za jednego z najbardziej niedocenionych artystów minionego roku, ale ma wszelkie predyspozycje ku temu, by w przyszłości zapełniać największe kluby w Polsce.
Watchmedieslowly - "Offlife"
Nie znajdziecie w sieci niemal żadnych informacji na temat Watchmedieslowly, ale nie potrzebujecie niczego poza samą muzyką, żeby dać się pochłonąć jego pierwszemu albumowi. "Offlife" to "smutny rap" czasami obierający kierunek na trap, kiedy indziej na emo rap, a okazjonalnie nawet na hyperpop i chociaż niekiedy zahacza w tekstach o banał, jest w tym do tego stopnia szczery, że każdy, kto miał do czynienia z weltschmerz natychmiast rozpozna te emocje.
Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi - "Futurista"
"Futurista" przypomina dźwiękowy zapis niepokojącego spektaklu teatralnego, który niepostrzeżenie przemienia się w odprawianie pogańskich rytuałów. Nastrój i aura tajemniczości to największe atuty tego materiału, ale jeżeli zdołacie na chwilę się ocknąć i wyjść z transu, odkryjecie również fascynujące, niemożliwe do sklasyfikowania pod kątem gatunku kompozycje pełne niebanalnych, awangardowych rozwiązań.
Wh0wh0 - "Wh0wh0"
Jacek Prościński to jednoosobowa armia z perkusją i kontrolerami zamiast artylerii. Tworzenie muzyki za pomocą tego jednego instrumentu jest niezwykle trudne, często sprowadza się do wirtuozerskich popisów solowych, ale na pierwszym albumie Wh0wh0 dominuje kompletnie odmienne podejście. To muzyka podporządkowana rytmowi, ale niepozbawiona melodii, dynamiki, szerokiego wachlarza emocji i pomysłowości, na jaką pozwala wyłącznie szeroko otwarta głowa, która w równym stopniu przyjmuje inspiracje jazzem, co muzyką klubową.
Why Bother? - "Why Bother?"
Zespół Why Bother? w takim składzie i w takim wydaniu nie istnieje i nigdy nie istniał poza tym jednym albumem, co tylko dodaje mu wyjątkowości, bo pozwala uchwycić nieustannie formującą się materię w trakcie procesu przekształcania. Nawet poszczególne utwory nie pozwalają przyzwyczaić się do jednego brzmienia, to ciągła metamorfoza oscylująca pomiędzy noisem, post-punkiem a space rockiem.
Wojciech Golczewski - "Inert"
Wojciech Golczewski wydał w ubiegłym roku dwa albumu (drugi to "MonoLogs") i obydwa mogłyby się znaleźć w niniejszym zestawieniu, ale "Inert" wydaje się szczególnie intrygujące, bo to rejony, w które zainspirowany brzmieniem syntezatorów z lat 80. kompozytor dotąd często się nie zapuszczał. Zamiast wyrazistych melodii i tanecznych beatów, jest tutaj więcej ambientu, a syntezator pełni rolę bliską pierwotnemu zastosowaniu tego instrumentu, czyli zastępowaniu orkiestry, co może przywodzić na myśl chociażby ścieżkę dźwiękową do "Mandy" Jóhanna Jóhannssona.
Zdechły Osa - "Sprzedałem dupe"
2021 rok należał do Zdechłego Osy - zaliczył cieszącą się dużym zainteresowaniem trasę koncertową, zaliczył szereg rodzimych festiwali (w tym Soundrive Festival) i nagrał długi, blisko godzinny debiutancki album, z którego nie da się wyciąć ani minuty, bo nie ma na nim słabych kawałków. "West Coast", "ADHDLGBTHWDP" czy "Zakochałem się w twojej matce" to już klasyki, do których będzie się wracać latami.
Ziggiel Lou - "Czy powinniśmy?"
Mocny makijaż Ziggiel może sugerować, że jej muzyka to coś pomiędzy krzykliwym glam rockiem spod znaku Davida Bowiego a ponurą przebojowością Siouxsie and the Banshees, ale zawartość "Czy powinniśmy?" kontrastuje z tym wizerunkiem. To muzyka ekstremalnie kameralna, melancholijna, wyciszająca, poruszająca, utrzymana w estetyce lo-fi, a co najciekawsze, skonstruowana na fundamencie solidnych melodii, które tygodniami powracają w myślach.
Żurawie - "Poza zasięgiem"
Trójmiejska scena niezależna pęka w szwach od nowych grup przełamujących gatunkowe bariery i osadzających swoją muzykę na fundamencie indie rocka sąsiadującego z noise rockiem w stylu Ewy Braun. W 2020 roku najciekawszym projektem tej przegródki okazał się Zespół Sztylety, a w 2021 pałeczkę przejęły Żurawie. Gdyńskie trio gra muzykę godzącą melodie i przebojowość z jaskrawymi syntezatorami i gitarowymi sprzężeniami, których nie powstydziliby się Sonic Youth.
fot. Ziggiel Lou