Studnia
"Oddech" to nie tylko debiut Studni, ale również pierwszy album w katalogu nowej wytwórni - Loża Oficyna. Stojący za tym projektem ArosAnder i Zguba mają jednak całkiem pokaźny dorobek, a "Potwarz" drugiego z nich umieściliśmy w podsumowaniu naszych ulubionych albumów 2019 roku. Razem tworzą muzykę z pogranicza ambientu, dubu i industrialu w dość pochmurnej oprawie, czyli - w największym skrócie - illbient, ale z dodatkiem naleciałości z rodzimego folku. Zalecamy odsłuch przede wszystkim po zmroku - wtedy z głośników dobiega nie tylko muzyka, ale również dziwna, tajemnicza magia.
Czyjeś Dzieci
Wcale nie musieliśmy nagrać tej EP-ki, tak samo jak nie musimy codziennie jeść i korzystać z toalety. Zrobiliśmy to! To pierwsze zdanie z wiadomości od Czyichś Dzieci, która trafiła na naszą redakcyjną skrzynkę i od razu daliśmy się oczarować (a nie musieliśmy!). Niby to po prostu dziesięć minut street punka, ale tak bezpardonowego i dosadnego, tak prostego i gniewnego, że komu do tej obszczymurskiej estetyki blisko, ten nie odmówi sobie przynajmniej kilku zapętleń.
10 projektów z Polski, które powinniście znać, część druga, a w niej między innymi Alfah Femmes, Future, Syndrom Paryski czy Deathfromoverdose
Monika Fortuniak
Zadeklarowana fanka Johna Frusciante i muzyki psychodelicznej, czego na debiutanckim albumie nie słychać wprost, ale smaczki z tła sprawiają, że "Za jasno" nie jest po prostu kolejnym wydawnictwem z pogranicza popu i rocka. To jedenaście świetnie skomponowanych, ekstremalnie chwytliwych piosenek z odrobiną retro vibe'u z przełomu wieków, a gdybyśmy właśnie takiej muzyki mogli częściej słuchać w radiu czy w telewizji, świat stałby się przyjaźniejszym miejscem.
Czernina
Chociaż nazwę mają po najobrzydliwszej zupie w historii ludzkości, ich muzyka... Właściwie też jest obrzydliwa, ale to ten rodzaj plugastwa, który w black metalu uchodzi za pożądany. Dodatkowo doprawiono go brzmieniem bliskim protoplastom gatunku z Hellhammer, którzy o swoich pierwszych nagraniach opowiadali tak: Powstały przy pomocy przenośnego urządzenia nagrywającego w naszym bunkrze na próby, który był ledwo wytłumiony, więc brzmiało to fatalnie, nie potrafiliśmy grać, mieliśmy marny sprzęt, ogólnie okropność. Szczeciński zespół wprawdzie dąży intencjonalnie do tego, co Szwajcarzy osiągnęli z braku innego wyjścia, ale jeżeli tego rodzaju surowa, agresywna muzyka gra wam w duszach, na pewno poprosicie o dokładkę.
Wojtek Kotwicki
Albumy, których koncepcja kształtuje się przez więcej niż dekadę często okazują się niespójną plątaniną skrajnie odmiennych pomysłów człowieka, który jako inna osoba wpadł na pierwotny pomysł i jako inna doprowadził do jego realizacji, ale nie potrafił uchwycić przemiany. Wojtek Kotwicki takim człowiekiem nie jest, debiutanckie "Disappear" to muzyka ilustrująca podróż, stylistycznie niedookreślona, czasami zahaczająca o piosenkowe formy, kiedy indziej całkowicie abstrakcyjna. Żeby odczuć to w pełni, musicie jednak wygospodarować czterdzieści osiem minut wolnego czasu, bo tylko w skupieniu, słuchając od deski do deski, można ten materiał naprawdę docenić.
fot. Blokowisko