Wspominamy Birda, bo ten unikalny saksofonista i jeden z twórców bebopu obchodziłby w tym miesiącu setne urodziny. Niestety jego życie okazało się znacznie krótsze, zmarł w wieku zaledwie trzydziestu czterech lat, do czego przyczyniło się uzależnienie od heroiny w okresie nastoletnim, problemy psychiczne, a także między innymi marskość wątroby, wrzody czy atak serca. Jego stan zdrowia był do tego stopnia fatalny, że koroner podczas sekcji zwłok był przekonany, że ma do czynienia z człowiekiem po pięćdziesiątce.
Jako postać kultowa dla pierwszych hipsterów i bitników, Parker przetrwał w poezji z tamtego okresu, chociażby w wierszu autorstwa Jacka Kerouaca; na jego cześć ochrzczono także jeden z najsłynniejszych jazzowych klubów w Nowym Jorku - Birdland, a w 1988 roku Clint Eastwood wyreżyserował film na podstawie tej burzliwej biografii (z Forestem Whitakerem w roli głównej). Parker zmarł jednak w roku 1955, więc siłą rzeczy wiele z jego nagrań ma bardzo archaiczne brzmienie, co dla niektórych słuchaczy i słuchaczek może wydawać się odstraszające, dla innych będzie głównym źródłem magii tej muzyki, zapisanej z wyraźnie odciśniętym piętnem połowy XX wieku.
Do przekrojowej playlisty poświęconej Charliemu Parkerowi wybraliśmy trzydzieści utworów trwających nieco ponad półtorej godziny. Jest tutaj kilka najpopularniejszych nagrań ("Ornithology", "Summertime" czy "Scrapple from the Apple"), ale też mniej znane. Są utwory odegrane w mniejszych składach (w tym arcydzieła zarejestrowane w towarzystwie Dizzy'ego Gillespie), a także te orkiestralne i nie będzie przesadą uznanie, że każdy z nich w ogromnym stopniu wpłynął na to, co dzisiaj nazywamy jazzem. Potwierdzenie tych słów padło zresztą z ust innego wirtuoza, Milesa Davisa, który stwierdził kiedyś: Historię jazzu można opowiedzieć w czterech słowach - Louis Armstrong, Charlie Parker.