Obraz artykułu 100 Najlepszych 2019 (świat), cz. III

100 Najlepszych 2019 (świat), cz. III

 

W naszym dorocznym podsumowaniu najlepszych wydawnictw minionych dwunastu miesięcy nie ma lepszych i gorszych (obowiązuje kolejność alfabetyczna), nie ma podziału na gatunki i nie ma wielu zasłużonych postaci, które nagrały świetne albumy (tym razem chociażby Billie Eilish, FKA Twiggs czy Cult of Luna), bo nawet przy tej okazji krzewimy naczelną ideę Soundrive - pokazujemy to, co nowe, świeże i jeszcze nieograne.

P-Q

Pharmakon - "Devour"
Margaret Chardiet nie dba o komfort osób usytuowanych przed głośnikami, a wręcz dba o to, żeby komfortu znaleźć nie mogły, bo tylko w takiej atmosferze jej gniew może wybrzmiewać całkowicie szczerze. "Devour" dedykowała wszystkim osobom, które zostały przymusowo ubezwłasnowolnione, obojętnie czy na odwyku, w zakładzie psychiatrycznym czy w zakładzie karnym, i to właśnie ich głos próbuje wzmocnić.

Pleiadees - "Pleiadees"
Włosie trio na debiutanckim albumie poszerzyło opis tego, co zwykło nazywać się darkjazzem. To wciąż muzyka o ponurej naturze, ale w ich wydaniu stroniąca od minimalizmu, skomponowana ze znacznie większym rozmachem, a tym samym imponująca i od strony tworzenia specyficznej atmosfery i od strony umiejętności technicznych.

 

 

PNTHN - "Death Dimension"
Rapujące kolektywy wyznające ideały DIY to nie nowość, za najlepszy przykład może posłużyć chociażby Brockhampton, ale jednym z najciekawszych, jakie zadebiutowały w minionym roku jest także pochodzące z Teksasu PNTHN. Twórczość ośmioosobowej grupy jest znacznie mroczniejsza i równie przebojowa, co prawdopodobnie w nadchodzących dwunastu miesiącach przysporzy im szeregu nowych fanów i fanek.

Pop. 1280 - "Way Station"
Czwarty album nowojorskiego zespołu powstawał w wielkich bólach, a jego historia sięga poprzedniego wydawnictwa - "Paradise" z 2016 roku. Tuż po jego premierze zespół opuścił wieloletni perkusista, co poskutkowało koniecznością przebudowania całego brzmienia i dodania automatów perkusyjnych. Kiedy już udało się zrobić krok naprzód, przyszedł kolejny cios - zespół musiał opuścić klawiszowiec, a pozostały duet raz jeszcze definiował Pop. 1280 na nowo. Rezultatem jest jednak jeden z najciekawszych i najbardziej różnorodnych krążków w ich dorobku.

Port Noir - "The New Routine"
Szwedzkie trio pełnymi garściami czerpie z rocka i metalu popularnych na początku XXI wieku i pewnie gdyby wydali "The New Routine" w okolicach roku 2001, sukces komercyjny mieliby w kieszeni. Nie ma jednak w ich brzmieniu archaizmów, to muzyka, która doskonale broni się także dwie dekady później i można tylko żałować, że na podobne zainteresowanie mediów dzisiaj liczyć nie może.

Portrayal of Guilt - "Suffering is a Gift"

Teksańczycy drugi rok z rzędu trafiają do naszego podsumowania - poprzednio dzięki albumowi "Let Pain Be Your Guide", który łączył między innymi screamo, post-hardcore i grindcore, tym razem dzięki jeszcze cięższej i jeszcze bardziej agresywnej EP-ce "Suffering is a Gift". To zaledwie dziesięć minut muzyki, ale więcej i tak trudno byłoby przetrwać.

Pouya - "The South Got Something to Say"
Pouya to dzisiaj obok Ghostemane najgorętsza postać na hip-hopowej scenie Florydy, a na jego najnowszym wydawnictwie znalazł się nawet ich wspólny utwór. W odróżnieniu jednak od kolegi nagrywającego coraz cięższą i bardziej agresywną muzykę, Pouya przedstawił materiał łagodniejszy, momentami przypominający wręcz rapowane przeboje z lat 90.

Power Glove - "Playback"

Synthwave jeszcze nie wyzionął ducha. Mało tego, "Playback" Power Glove pozwala wierzyć, że najlepsze czasy dla retroelektroniki zainspirowanej latami 80. dopiero nadeszły, bo rzadko zdarzają się albumy z jednej strony tak przebojowo i uzależniające, z drugiej niebanalne i eksplorujące różne oblicza obranej stylistyki.

Primitive Knot - "Bastards of Brutalism"
Bękarty brutalizmu brzmią tak, jak stereotypowo ten nurt w architekturze kojarzy się - jakby tona betonu spadała słuchaczom i słuchaczkom na głowy. Jest w tym odrobina post-punkowej chwytliwości, ale przysypana ciężkimi gruzami industrialu i noise'u.

Prince Daddy & The Hyena - "Cosmic Thrill Seekers"
Gdzieś na pograniczu emo i pop puna znajdują się Prince Daddy & The Hyena, a w ubiegłym roku nagrali jeden z najlepszych albumów w tej konwencji. Nie minionych dwunastu miesięcy, nie ostatniej dekady, ale po prostu ścisła czołówka ze świetnie skomponowanymi, z miejsca uzależniającymi hiciorami, którym towarzyszą - rzecz jasna - nieco melancholijne teksty.

Quelle Chris - "Guns"

Jak nie trudno się domyślić, tematem nowego albumu Quelle Chris są spluwy i miłość, jaką darzą je Amerykanie, choć często tylko po to, by szerzyć za ich pomocą nienawiść. W sferze dźwięków "Guns" najbliżej do hip-hopu, ale bardzo udziwnionego, czasami uwalniającego wpadający w ucho refren, częściej zmuszającego do słuchania w skupieniu i wyłapywania niuansów.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce