F-H
Full of Hell - "Weeping Choirs"
Harsh grinding death - tak swoje brzmienie opisują muzycy Full of Hell i chociaż wszyscy zdążyli już przywyknąć do ich specyficznego połączenia death metalu, grindcore'u i hardcore punka, to zawsze potrafią zaskoczyć inaczej dobranymi proporcjami czy nowymi akcentami, a ubiegłoroczne "Weeping Choirs" nie jest wyjątkiem.
Fuming Mouth - "The Grand Descent"
Ekipa z Massachusetts nie bierze jeńców - ich połączenie death metalu i hardcore'u to potężny, niedający wytchnienia kopniak przypominający Black Breath w szczytowej formie. Na debiut Fuming Mouth składa się wyjątkowo brutalne pół godziny, którym dodatkowo towarzyszy polski akcent - okładka autorstwa Mariusza Lewandowskiego.
Gaika - "Heaters 4 The 2 Seaters"
MTV Cribs, Wu-Tang Clan, historie o braterstwie, zemście i poświęceniu rodem z Hong Kongu znane jako "heroic bloodshed" - te nostalgiczne odniesienia posłużyły Gaice za inspiracje przy nagrywaniu jego najnowszego mixtape'u, na którym gościnnie wystąpili między innymi Dean Blunt i Rome Fortune. Zazwyczaj tego rodzaju wydawnictwa są dość nierówne, ale "Heaters 4 The 2 Seaters" wypada nie gorzej niż "Basic Volume", które Gaika odegrał zresztą przedpremierowo podczas Soundrive Festival 2018.
Gold - "Why Aren't You Laughing?"
Opisywanie takich albumów w kilku zdaniach to istne utrapienie, czego niderlandzki zespół jest zresztą świadom, bo z przekąsem określają swoją muzykę jako post-wszystko. Co gorsze, mają rację. Jest tutaj post-metal z naleciałościami doomu, jest post-rockowe tremolo, jest też melancholijny, rockowy głos Mileny Evy i przejmujące, osobiste teksty.
Goo Munday - "9 Lives"
Macie dość EDM? To może mroczne EDM utrzymane w duchu Crystal Castles? Australijska artystka na debiutanckim albumie jednocześnie prowokuje do tańca i rozpaczy, a co najdziwniejsze, te dwie skrajności na "9 Lives" nawet ze sobą nie kontrastują, wybrzmiewają w idealnej symbiozie.
Great Grandpa - "Four of Arrows"
Poprzedni album zespołu z Seattle był w porządku. Piosenki o paleniu trawy, cieszeniu się chwilą, słoneczna, pogodna atmosfera. Jakże więc zaskakujące było kilka ton melancholii zrzucone na "Four of Arrows", które nie tylko ma zupełnie inny nastrój, ale przede wszystkim jest znacznie sprawniej skomponowane, bliskie pop-rockowym ikonom lat 90. pokroju Alanis Morissette czy 4 Non Blondes.
GRLwood - "I Sold My Soul to the Devil When I Was 12"
Gitara, perkusja i głos, dwie kobiety z Kentucky i czternaście bezkompromisowych, znakomitych utworów queercore'owych. Mogłoby się wydawać, że duet z tak skromnym instrumentarium skazany jest na monotonność, ale wystarczy kilka minut z "I Sold My Soul to the Devil When I Was 12", by pozbyć się tych obaw - dużo dzieje się nie tylko w obrębie całego albumu, ale nawet w poszczególnych utworach.
Hide - "Hell is Here"
Gdybyście włączyli teledysk do "Chainsaw" bez dźwięku, pewnie pomyślelibyście, że Hide zaliczają się do indie folkowych, radosnych zespołów i bardzo byście się zdziwili, kiedy po przywróceniu fonii wybrzmiały chtoniczne, noise'owe, industrialne wyziewy okraszone wściekłymi wrzaskami. Wyjaśnienie przychodzi wraz z ostatnimi sekundami klipu, kiedy kobiety z wcześniejszych kadrów zostają zidentyfikowane jako ofiary gwałtów i morderstw. "Hell is Here" to ciężki album - zarówno od strony brzmienia, jak i treści - ale w dzisiejszych czasach także wyjątkowo potrzebny.
Hildur Guðnadóttir - "Joker"
Ścieżka dźwiękowa z "Jokera" to nie tylko przebój Gary'ego Glittera sprzed prawie pół wieku, to przede wszystkim autorskie kompozycje Hildur Guðnadóttir, którą równie dobrze moglibyśmy umieścić w niniejszym zestawieniu jeszcze raz, za ścieżkę dźwiękową do serialu "Czarnobyl". To był wyjątkowy rok w karierze islandzkiej wiolonczelistki i oby jej muzyka na dłużej zagościła w głodnym zmian Hollywood.
Ho99o9 - "Cyber Warfare"
Punk rock nie umarł. Mało tego, kiedy wielu zagorzałych fanów wciąż wpatrywało się w duchy Sex Pistols, Crass czy Minor Threat, punk rock cały czas przeobrażał się i ewoluował, a Ho99o9 od kilku lat jest tego najlepszym przykładem. Ortodoksi nie mają tutaj czego szukać, ale jeżeli potraficie otworzyć głowy, znajdziecie tę samą buntowniczą energię, co w 1977 roku.
Holly Herndon - "Proto"
Jak mogłaby brzmieć muzyka komponowana przez sztuczną inteligencję? Holly Herndon zdaje się szukać odpowiedzi na to pytanie, a jako elementy składowe wybiera skrajnie zniekształcony (i odczłowieczony) głos oraz... Spawn - prawdziwą sztuczną inteligencję. Nie jest to może koncept całkowicie nowy (wystarczy sprawdzić kanał Dadabots, gdzie boty tworzą muzykę dwadzieścia cztery godziny na dobę), ale to właśnie połączenie tego, co cyfrowe z tym, co organiczne sprawia, że "Proto" jest tak bardzo ciekawym materiałem.