Na pewno dostajecie mnóstwo próśb o wydanie tego czy innego tytułu, zdarzyło się kiedyś, że czytelnik przekonał was do sięgnięcia po którąś z mang?

Tak, wielokrotnie słuchaliśmy próśb naszych czytelników. Co prawda nie jest to wysłuchanie jednostki i jednej prośby, tylko całej rzeszy i setek wiadomości, ale zdarzyło się kilka razy, że ktoś po prostu przesłał nam listę propozycji i był tam ten jeden tytuł, który nas zainteresował, o którym nagle musieliśmy wiedzieć wszystko i wydał nam się tak interesujący, że szukaliśmy opinii innych czytelników na różnych stronach. Niestety są czasami propozycje, które mimo wielu próśb, nie mogą zostać wydane w Polsce z wielu przyczyn - czasami są to elementy niezgodne z przepisami w Polsce, czasami jest to niechęć wydawcy bądź autora.

 

Zdarzyło się, że mieliście upatrzony jakiś tytuł, ale inny wydawca z Polski ubiegł was?
Zdarza się to cały czas, nie tylko nam. Czasem to my coś komuś podbierzemy, innym razem ktoś nam. Zdarza się również, że kiedy już wyślemy ofertę, okazuje się, że ktoś inny otrzymał już pozytywną odpowiedź w sprawie tego tytułu. A bywają i "bitwy" o tytuły. Taką bitwę wygraliśmy na przykład przy "My Hero Academia". Przerzucamy się wtedy coraz lepszymi dla wydawcy japońskiego i autora warunkami, aż ktoś wygra lub się podda.

Zdjęcie dwóch okładek Mangi wydawnictwa Waneko.

Na swoje stronie zaznaczyliście, że jeżeli manga ma dużo tomów, jest za stara (na przykład została wydana w latach 80.), ma słabą kreskę lub jest mało popularna to szanse na jej wydanie stają się bardzo, ale to bardzo, nikłe. Dwa ostatnie warunki są w pełni zrozumiane, ale z dwoma pierwszymi część czytelników może się nie zgadzać, bo przecież takie "Fist of the North Star" czy "Kapitan Tsubasa" mają u nas mnóstwo fanów. Dlaczego nie praktykuje się wydawania takich tytułów?

Fanów mają, ale musimy zadać sobie pytanie, czy są to fani skłonni kupić tomiki? I nie mówię tu tylko o jednym tomie, ale o wielu latach zbierania. Główna seria "Tsubasy" ma trzydzieści sidem tomów, a główna seria "Fist of North Star" ma dwadzieścia siedem tomów. Zakładając, że wydawałoby się jeden tom co dwa miesiące, to "Tsubasę" wydawalibyśmy przez około sześć lat, a "Fist of North Star" przez około cztery i pół roku. W ten sposób blokujemy się na długi czas, a zysk nie jest pewny... Właściwie wiemy, że nie byłoby go. Czy nostalgia mogłaby do tego stopnia zachęcić dorosłego fana, że kupowałby trzydzieści siedem książek przez sześć lat?

 

Dla przykładu mamy dwie serie, których fanów było tysiące, próśb o wydanie serii tyle, że nie byliśmy w stanie odpowiedzieć na wszystkie. Były to "Shiki" - jedenaście tomów oraz "Kuroko's Basket" - trzydzieści tomów. "Kuroko's Basket" biło na głowę inne tytuły w każdej ankiecie... Niestety sprzedaż żadnego z nich nie była nawet blisko akceptowalnej, a nie są to wcale stare tytuły. Przy rozważaniu tytułu do wydania musimy brać wiele czynników pod uwagę, w tym kreskę oraz to, czy historia jest aktualna. W rozmowach z nowymi odbiorcami bardzo często słyszałam, że kreska w tych tytułach jest okropna i tak dalej. W końcu większa część odbiorców to młodzież. Musimy pamiętać również o tym, że te tytuły będą ciągle generowały koszta, nawet po prostu leżąc w magazynie, podczas gdy nie będą generowały żadnych zysków. Dlatego właśnie podchodzimy bardzo ostrożnie do tytułów długich i starszych.

Zdjęcie dwóch okładek Mangi wydawnictwa Waneko.

Jak "od kuchni" wygląda cały ten proces, od zainteresowania się którymś z tytułów po wydanie go w Polsce?

Wyszykujemy wszelkich informacji o tym tytule, w miarę możliwości pozyskujemy tomiki i czytamy. Powyższe zadanie odpada, jeśli tytuł jest szeroko znany. Jeśli widzimy potencjał sprzedażowy, prowadzimy dyskusje w redakcji. Czasem decyzje podejmujemy szybko i zgodnie, czasem prowadzimy długie dyskusje, do których wracamy co kilka dni i tak ciągnie się to miesiącami. Tak było w przypadku "My Hero Academia" - bardzo długo zajęło nam podjęcie decyzji. Jak już podejmiemy decyzję, to bierzemy się za formalności. Później szykujemy materiały do akceptacji przez wydawcę - akceptowane są obwoluty, okładki, strony kolorowe i wszystko, czego zechce wydawca. Bardzo często są poprawki i oczekiwanie na ostateczną akceptację również autora. Czasami przedłuża się to, ponieważ autorowi akceptacja zajmuje dłużej niż wydawcy. DTP-owcy i tłumacze w tym czasie pracują nad środkami tomiku. Po akceptacji materiałów wchodzę ja i wysyłam do akceptacji materiały marketingowe - tak, wszystko, łącznie z banerkami na stronach musi zostać zaakceptowane przez wydawcę. W tym czasie bardzo często DTP-owcy już kończą magię nad tomikami i wysyłamy do druku. I za chwilę tak od nowa z innym tomikiem... Takie bieganie wkoło [śmiech].

 

Gdybym miał zgadywać, która manga z waszego aktualnego katalogu cieszy się największym zainteresowaniem, wskazałbym na "My Hero Academia", ale to dość oczywisty wybór. A które mangi są najmniej popularne?

Oj, to pytanie, przy którym zawsze boli mnie serce. Są to zdecydowanie "Nasz cud", "Shiki", "Kuroko's Basket" oraz "Murcielago". "Nasz Cud" może sprzedawać się słabo, ponieważ seria nigdy nie miała anime, a to zazwyczaj pomaga w reklamie. Był bardzo mało znany w Polsce przed wydaniem i z powodu kreski, szczególnie w początkowych tomach. Być może również ze względu na to, że fabuła jest skupiona raczej na rozmowach oraz intrydze, a nie na spektakularnych walkach... Wydaje mi się, że kluczowa jest mała rozpoznawalność i kreska. Jeśli chodzi o "Shiki" być może przegapiliśmy swój czas, wydaliśmy ją za późno, a nowemu odbiorcy nie podoba się rysunek. Bardzo często jeżdżę na konwenty ze stoiskiem i prelekcjami, na których fani mangi poruszają ten wątek - słaba, za stara kreska.

 

Do słabej sprzedaży "Kuroko" oprócz rysunku, przyczyniła się ilość tomów i to, że odbiór sportówek zawsze jest lepszy w animacji. Jest inna dynamika rozgrywanych meczy. A "Murcielago"... Cóż, to trochę inna bajka. "Murcielago" jest tytułem 18+ ze względu na często pojawiającą się lesbijską erotykę, a nie każdy lubi homoerotykę. Dzieciaki raczej mają problem z kupieniem mangi bez dowodu osobistego oraz przez pewną dozę hermetyczności samej historii. Wyobraź sobie kocioł, do którego wrzucasz dosłownie szczyptę "Pulp Fiction", dorzucasz dużo "Hellsinga", zalewasz posoką, ale że ciągle coś nie tak, to dorzucasz homoerotykę z masą lasek i do tego sporo humoru dla dorosłych, absurdu i parodii. No i słodkości! Nie zapomnijmy o tych słodkich psychopatkach! Wymieszaj, wstrząśnij i tak powstaje "Murcielago". To może samo w sobie zmniejszać ilość odbiorców, w końcu nie każdy lubi historie przesadzone. Nawet jeśli jest to zabieg celowy.


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce