Obraz artykułu Renesans choreografii scen walk

Renesans choreografii scen walk

 

Fabuła to podstawowy element filmu. Ten, którego nie da się nie zauważyć, a dla osób niezgłębiających tajników sztuki filmowej także główne kryterium oceny. Istnieje jednak mnóstwo innych, równie istotnych składników, na które wszyscy patrzymy, ale nie wszyscy je widzimy, chociażby montaż, kadrowanie czy w przypadku filmów akcji choreografie scen walk.

Mistrzami choreografii zawsze będą Azjaci, a za przykład mogą służyć zarówno klasyczne produkcje braci Shaw ["36 komnata Shaolin" to sztandarowy przykład, od niego zresztą wziął się tytuł debiutanckiego albumu Wu-Tang Clan - "Enter the Wu-Tang (36 Chambers)"], jak i współczesne przedsięwzięcia - trylogia "Ip Man" albo skrajnie odmienne od standardów znanych z Hong Kongu "The Raid", które powstało w Indonezji, pod okiem walijskiego reżysera, Garetha Evansa. W Hollywood popularyzatorami sztuk walki i przykładania dużej wagi do ich "komponowania" również byli Azjaci - przede wszystkim Bruce Lee oraz John Woo (to pod jego okiem Jean-Claude Van Damme oddał jedne z najbardziej widowiskowych ciosów w swojej karierze).

 

W Azji wysoka jakość i widowiskowość scena walk jest standardem, którego nie wolno bagatelizować. Dni zdjęciowe są tak rozplanowane, żeby osiągnąć zamierzony efekt (czasami uchwycenie pięciominutowego starcia trwa pięć dni), a rola montażysty jest równie ważna, co rola reżysera. Na Zachodzie była to natomiast moda, przez kilka dekad została wypaczona i przemieniona we własną karykaturę. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że czeka nas odwrotny trend i swoiste odrodzenie.

Uprowadzona choreografia
Napisom początkowym filmu wyświetlanego w polskiej wersji językowej towarzyszy głos lektora odczytującego, kto wystąpi w rolach głównych, kto odpowiada za scenariusz i reżyserię, a nawet za muzykę. Nazwisko montażysty przeważnie pojawia się w tym ciągu, ale lektorzy nigdy nie zwracają na nie uwagi, choć jest to druga najważniejsza osoba odpowiedzialna za ostateczny kształt filmu (czasami jest to jednocześnie reżyser, jak chociażby w przypadku "The Raid", kiedy indziej jeden z aktorów, jak w przypadku wielu wczesnych obrazów Van Damme'a). O tym, jak bardzo ważnym procesem jest montaż można się przekonać na przykładzie negatywnym, istnym pomnikiem partactwa, czyli "Uprowadzoną", a nawet jeszcze bardziej jej dwoma sequelami.

 

Sercem filmów akcji jest dynamika, a efektem "Uprowadzonej" było wieloletnie upośledzenie branży, która przez lata wierzyła, że można oszukiwać widzów tanimi sztuczkami montażowymi. Wystarczy spojrzeń na niesławną scenę z "Uprowadzonej 3", gdzie potrzeba było aż piętnastu cięć w ciągu zaledwie sześciu sekund, żeby uwiarygodnić skok przez płot ponad sześćdziesięcioletniego Liama Neesona. To był jeden z najgorszych momentów współczesnego kina akcji, który zachęcił innych twórców do obsadzania starszych panów z rozpoznawalnymi nazwiskami jako mistrzów sztuk walki. Okazało się bowiem, że wystarczy odpowiednia gra świateł, zbliżenia uniemożliwiające zidentyfikowanie, czyja kończyna do kogo należy, zdjęcia "z ręki" (i to bardzo roztrzęsionej ręki), a do tego niezliczone cięcia i każdy może być herosem.

Superbohaterowie nie potrafią walczyć
Hollywoodzkie sztuczki mimo że fatalne, w przypadku uwiarygodniania Liama Neesona czy Denzela Washingtona mogą być zrozumiałe - to wciąż znaczące nazwiska i jedyny magnez w przypadku filmów, które nie są ekranizacjami czy remake'ami znanych marek. Żadnego usprawiedliwienia nie ma jednak Marvel Studios, którego jedenastoletni serial nie musiał bać się o sprzedaż biletów. Wszystko wokół akcji jest w tych dwudziestu dwóch filmach znakomite - historie, rozwój postaci, zazwyczaj także humor, ale już akcja sama w sobie to popis umiejętności speców od efektów specjalnych, a nie samych aktorów, czego nie da się wytłumaczyć ograniczeniami fizycznymi obsady.

 

Pięćdziesięcioczteroletni Robert Downey Jr. prawdopodobnie na tym etapie nie zdołałby wytrenować się do tego stopnia, by przedstawić efektowną walkę, podobnie nieco młodszy Mark Ruffalo, ale akurat od postaci, które portretują nie można tego oczekiwać - Iron Man korzysta przecież z futurystycznej technologii, a Hulk to czysty żywioł. Ale co z Black Widow, Hawkeyem czy Kapitanem Ameryką? To doskonale wyszkoleni wojownicy, którzy powinni oczarowywać techniką i dzięki zdjęciom z planu "Zimowego Żołnierza" mamy dowody na to, że Chris Evans i Sebastian Stan potrafią wykonać złożoną, widowiskową choreografię, ale celowo ukryto ją pod oprawą odpowiadającą ówczesnym trendom.

Na szczęście zmiany stopniowo idą ku lepszemu. Scott Adkins - najwybitniejszy współczesnych wojownik kontynuujący drogę Chucka Norrisa, Van Damme'a czy Gary'ego Danielsa - dostał angaż w "Dotorze Strange'u" (maleńka rola, ale to zawsze krok na przód), a w "Czarnej Panterze" pozwolono sobie na szersze kadry i stabilne ujęcia. Największe nadzieje można jednak pokładać w nadchodzącym, już potwierdzonym filmie z Shangiem-Chi. Marvel Studios odkryło doskonały sposób przedstawiania swoich bohaterów - zamiast tworzyć nijakie kino superbohaterskie spod znaku produkcji z przełomu XX i XXI wieku ("Daredevil", "Batman i Robin", "Spider-Man" Raimiego), odwołuje się do konkretnych gatunków, tworząc kino szpiegowskie, przygodowe czy science-fiction z supermocami w tle. Może więc nadeszła najwyższa pora na film kung-fu (Wilson Yip ndałby się idealnie na reżysera).


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce