Jarosław Kowal: Jak często zdarza się, że słyszysz: "Ten komiks jest o mnie"?
Anna Krztoń: Prawdę powiedziawszy to znacznie częściej, niż się spodziewałam. Nie zrozum mnie źle, to mi bardzo pochlebia, ale zupełnie nie to było moim zamiarem. Kiedy pojawiły się pierwsze posty czy komentarze na temat "Weź się w garść", mówiące o tej nostalgii, o uniwersalności tej historii, i o tych wszystkich książkach, serialach czy piosenkach pojawiających się w tle, to byłam mocno zaskoczona. Wydawało mi się, że pisząc o zainteresowaniach bohaterek, po prostu buduję jakiś ich obraz - chyba szczególnie w wieku nastoletnim mamy tendencje do wyjątkowego identyfikowania się z tym, co lubimy czy czego słuchamy - a okazało się, że dzięki temu wiele czytelniczek i czytelników odnalazło się w tej historii. Bardzo mnie to cieszy.
Pytam, bo sam miałem takie wrażenie, a kiedy zobaczyłem całą stronę poświęconą X-Japan aż mi się łezka w oku zakręciła. Najbardziej dotknęło mnie jednak jedno z ostatnich zdań komiksu - to, w którym odkrywasz swoją motywację jako ratunek dla coraz intensywniej blednących wspomnień. To faktycznie był główny powód narysowania i napisania "Weź się w garść" czy może to także pewnego rodzaju działanie terapeutyczne?
Tak naprawdę to i jedno, i drugie. Próba utrwalenia tych blednących wspomnień na pewno była pierwszym impulsem, pod wpływem którego zaczęłam rysować tę historię, ale też wracałam do nich pamięcią bardzo często, bo było mi ciężko z tym, jak ta historia się potoczyła. Trochę tak sobie uciekałam do czasów, gdy wszystko było dużo prostsze i przyjemniejsze. W trakcie pracy nad albumem uświadomiłam sobie zresztą dosyć mocno, że ten komiks pomaga mi poukładać to wszystko w głowie i poradzić z tym, co się wydarzyło.
W wielu recenzjach "Weź się w garść" podkreślana jest duża ilość nawiązań do innych dzieł, ale mam wrażenie, że nie przyświecało ci odwoływanie się do nostalgii czytelników, a bardziej osadzenie historii w konkretnym czasie, bo przecież wszyscy czytali jakieś książki, słuchali jakieś muzyki i tak dalej. Nie masz wrażenie, że wielu trzydziestolatków jest na tym punkcie zbyt mocno uwrażliwiona i czasami pozwala wręcz, żeby wyszukiwanie smaczków przysłaniało treść?
Może nie posunęłabym się aż tak daleko, żeby mówić, że to przysłania treść - albo przynajmniej mam nadzieję, że nie przysłania - natomiast rzeczywiście, tak jak zresztą mówiliśmy wcześniej, bardzo dużo było nostalgii w obiorze tego komiksu. Ale jestem z tym jak najbardziej okej i powiem ci, że nie wydaje mi się, żeby to była kwestia naszego pokolenia. Popatrz, ile jest teraz wytworów popkultury, które odwołują się do nostalgii ludzi wychowanych w latach 80., czyli o dekadę starszych od mnie. Swoją drogą, w wielu przypadkach osoby, które rzeczywiście wyszukiwały w "Weź się w garść" tę nostalgię, miały bliżej do czterdziestolatków niż trzydziestolatków. W sumie sama nie wiem, co to mówi o zainteresowaniach moich bohaterek!
Nawiązania, po jakie sięgasz nie są zresztą typowymi dla popkultury. U ciebie dzieła Clampa leżą obok Marqueza, "Sailor Moon" obok Lema i myślę, że to ważna perspektywa, bo przecież odbiorca komiksów nie musi być stereotypowym geekiem, który poza superbohaterami i grami wideo nie widzi świata. W Polsce chyba wciąż pokutuje przekonanie, że komiksy są dla dzieci i nastolatków?
Mam nadzieję, że już nie pokutuje! Ale prawdę mówiąc, ciężko mi się do tego zdystansować i spojrzeć z boku. Trochę już straciłam tę perspektywę osoby, która nie interesuje się komiksami. Znajomi nie pomogą, bo większość z nich to twórczynie i twórcy komiksów... Nawet moi bardziej czytający literaturę znajomi chętnie sięgają po komiksy. Historie obrazkowe chyba coraz częściej trafiają do rąk ludzi, którzy po prostu lubią czytać i są aktywnymi odbiorcami kultury, i mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma.
Bez wątpienia komiks jest dzisiaj bardziej popularny niż kiedykolwiek wcześniej, choć z drugiej strony wielu zadeklarowanych fanów komiksu śledzi wyłącznie ekranizacje przygód bohaterów Marvela i DC. Polski komiks w jakikolwiek sposób na tym zyskał? Wzrost zainteresowania jest odczuwalny?
Mnie się wydaje, że jest. Myślę, że dobrze to widać w obrazie sceny zinowej. Pamiętam, że parę lat temu tych ludzi jednak na typowo zinowych imprezach było widocznie mniej. A jest ich coraz więcej, jest też coraz więcej twórców niezależnych, coraz więcej ciekawych inicjatyw. Natomiast nie łączyłabym wzrostu zainteresowania na przykład zinami z popularnością uniwersów Marvela i DC w żaden sposób. Wydaje mi się, że to wynika po prostu z pracy i aktywności osób tworzących tę scenę. Oczywiście nie jest to żadną zasadą, ale jest trochę racji w tym, co mówisz - zdarzają się tacy fani komiksu, który od razu pytają: "Który superbohater jest twoim ulubionym?", a jak zaczynasz opowiadać o obyczajówkach i młodym polskim komiksie, to patrzą na ciebie jak na kosmitę. Wydaje mi się, że polski komiks dużo więcej zyskuje dzięki docieraniu do ludzi, którzy po prostu dużo czytają, i prędzej czy później dadzą się przekonać o jego wartości.
Ziny tworzysz już od dawna, ale "Weź się w garść" to twój pierwszy album. Tak długo trwało znalezienie historii, którą naprawdę chciałabyś opowiedzieć czy przeniesienie jej na papier?
Ten komiks powstał trochę "przez przypadek". Gdy zaczęłam go rysować, a całość zaczyna się od wspomnienia jednego z naszych licznych wyjazdów do Częstochowy, nie planowałam wcale tak rozbudowanej historii. Ale pracowało mi się nad tym tak dobrze, że nie chciałam przerywać. I oczywiście szybko uświadomiłam sobie, że historia mojej przyjaźni z Asią i Igą ma znacznie większy potencjał niż takie typowe "wspominki z młodości". Ale już w przeszłości miałam dłuższe historie, które chciałam rozwinąć, tylko że w przypadku "Weź się w garść" wszystko się tak szczęśliwie złożyło - dostałam stypendium, podpisałam umowę wydawniczą i mogłam po prostu skupić się na pracy, bez zastanawiania się, czy ktoś to będzie chciał wydać.