Obydwie "Klasy" łączy także postać reżysera - Marka L. Lestera, który w latach 80. i na początku 90. stworzyła kilka VHS-owych klasyków, między innymi "Ostry poker w małym Tokio", "Podpalaczkę" czy kultowego "Komando" z Arnoldem Schwarzeneggerem. W późniejszych dekadach los nie był dla niego tak łaskawy, ale te kilka tytułów odmieniło życie moje i wielu innych stałych bywalców wypożyczalń kaset wideo.
W tej różnorodnej, ale i efekciarskiej filmografii "Klasa 1984" wyrasta na film kameralny, niemalże dramat porównywalny z "Młodymi gniewnymi", gdzie przemoc nie służy celom rozrywkowym, tylko przedstawieniu trudnego konfliktu między uczniami a kadrą nauczycielską. Konfliktu wpisanego w naturę szkoły, tutaj dodatkowo spotęgowanego. Jako niepraktykujący pedagog przekonałem się w trakcie studiów, że najbliższy jest mi nurt descholaryzacyjny i niemalże anarchistyczne poglądy Ivana Illicha, który w "Społeczeństwie bez szkoły" przekonywał: Szkoła nie tylko, że nie sprzyja kształceniu i sprawiedliwości społecznej, ale i pozbawia swoich uczniów praw do swobód obywatelskich. Jest instytucją przemocy porównywalną do instytucji penitencjarnych, w której wszystkie osoby z nią związane są równocześnie opresorami i wyzyskiwanymi. Z podobnego założenia - aczkolwiek na drodze instynktu, a nie refleksji - wyszli uczniowie z pewnego wyjątkowo groźnego liceum i mimo że przedstawieni są jako postacie negatywne (noszą nawet standardowe, niby-punkowe przebrania niczym Czacha i Mięśniak z "Power Rangers"), część mnie każe stanąć po ich stronie.
Dzisiaj mówi się o "Klasie 1984" jak o filmie klasy B (głównie za sprawą jego kontynuacji), jednak w rzeczywistości jest to świetnie zagrana, prosta, ale dosadna historia, która prawdopodobnie nie straci uniwersalnego charakteru aż do dnia, kiedy zinstytucjonalizowana edukacja przestanie istnieć. Warto pamiętać, że wyświetlano ten film na festiwalu w Cannes w 1982 roku, a niedługo później zachwalał go między innymi wpływowy amerykański krytyk, Roger Ebert. To bez wątpienia dosadniejszy i wulgarniejszy film od podejmujących identyczną tematykę "187", "Belfra" czy "Dyrektora", ale z tej różnicy wyłaniają się także odmienne, fascynujące wątki - między innymi eskalacja konfliktu nauczyciela z przywódcą szkolnego gangu. Pedagogiczna postawa szybko idzie w odstawkę, a zastępuje ją otwarta wojna. Pan Norris (Perry King) w końcówce przemienia się wręcz w Chucka Norrisa, który wprawdzie nie zna sztuk walki, ale w pojedynkę pokonuje zbiorowego wroga.
Dwie ciekawostki - po pierwsze, okazuje się, że nawet w tak patologicznej szkole funkcjonuje świetnie zorganizowana, wyposażona w szereg instrumentów orkiestra, a w Polsce (mimo kolejnej reformy) edukacja muzyczna niezmiennie kuleje, ogranicza się do śpiewania kolęd i gry na flecie. Po drugie, jedną z pierwszych ról na dużym ekranie zaliczył tutaj Michael J. Fox, czyli Marty McFly z "Powrotu do przyszłości".
"Klasa 1984" to wciąż aktualny, nieco przerysowany, a w końcówce podciągnięty pod kino akcji dramat, który po trzydziestu sześciu latach od premiery w ogóle się nie zestarzał. "Klasę 1999" stworzono jednak według zupełnie innego przepisu, nastawionego na akcję, elementy science-fiction i przede wszystkim walory ludyczne. Na polskim rynku można było zaopatrzyć się w ten film w dwóch wersjach - bardziej powszechnej od VIM (dystrybutora odpowiedzialnego za publikację takich klasyków, jak "Reanimator", "Czarnoksiężnik" czy "Roboty śmierci") i "bootlegowej", co jest ładniejszym określeniem dla "pirackiej". Ta druga to po prostu brytyjskie wydanie z dogranym polskim lektorem, rozprowadzana głównie na bazarkach, dzisiaj dość rzadka i właśnie w oparciu o jeden z egzemplarzy takiego wydania powstała niniejsza recenzja.